Prezydium GKSŻ przekazał swoje propozycje zmian regulaminowych. W załączeniu podaję pod wasz osąd mój komentarz do tylko jednej proponowanej zmiany. Ponizszy tekst ukaże sie jak zwykle w Gazecie Poznanskiej przy okazji najbliższego meczu Unii.
Szprycą w oczy.
Kto da więcej, ten będzie Mistrzem Polski.
Rzadko się denerwuję. Tym razem jednak nie wytrzymałem. W poniedziałek do klubu dotarły propozycje Prezydium GKSŻ dotyczące zmian regulaminowych na sezon 2002. Do końca lipca Zarząd Unii ma czas na przedstawienie swojego stanowiska do sugerowanych rozwiązań. Prezydium GKSŻ jest to takie ciało kolegialne, które zarządza na co dzień polskim sportem żużlowym. Przez rok sam byłem członkiem tego ciała. Podałem się do dymisji. W liście do GKSŻ napisałem, że „różnice pomiędzy mną a większością członków Prezydium na dzień dzisiejszy i przyszłość sportu żużlowego są tak duże, że nie pozwalają mi na dalszą pracę”. Jak byłem dzieckiem wydawało mi się, że po to ludzie biorą władzę w swoje ręce, obejmują stanowiska, aby rozwiązywać problemy, jakie występują w powierzonym im fragmencie Świata. Nie ważne, czy to państwo czy małoznaczący sport żużlowy, oddają tej pracy czy działalności poświęcenie, wiedzę i pomysły. Szybko się przekonałem, że jest duża grupa ludzi, która sięga po władzę dla samej władzy, dla jej zewnętrznych oznak i płynących z niej przywilejów. Gdy na to nakłada się brak wiedzy, nieumiejętność analizy i syntezy problemów oraz zero pomysłów, to upadek prowadzonych przez nich spraw staje się tylko kwestą czasu. Nieszczęście zaś polega na tym, że skutki ich pozorowanej pracy, czy nawet cynicznego szkodnictwa ciągną na dno tych, którymi zarządzają
Przesłane do klubu propozycje zmian zawierają zapis: „8. W kontraktach zawieranych od 1.01.2003 nie będzie kwot transferowych, co oznacza, że kluby nie mają prawa żądać kwot transferowych za zmianę barw klubowych przez zawodników”. Historia kwot transferowych zaczęła się w Polsce tak naprawdę na początku lat dziewięćdziesiątych. Corocznie z początkiem grudnia ukazywała się lista transferowa na której, kluby umieszczały zawodników, z których rezygnowały lub którzy chcieli zmienić barwy klubowe. Opublikowana kwota była czymś w rodzaju ceny wywoławczej. Przy zgodzie zawodnika zainteresowane kluby przystępowały do negocjacji i jeżeli dochodziły do porozumienia zawodnik zmieniał klub. Istota samej zapłaty za transfer polegała na zrekompensowaniu klubowi macierzystemu kosztów szkolenia. Pieniądze uzyskane z transferu pozwalały klubom na dalsze funkcjonowanie i finansowanie dalszego szkolenia lub uzupełnienie składu innym zawodnikiem. Oczywiście zawodnik, który przechodził do innego klubu nie robił tego z miłości od pierwszego wejrzenia do nowego miasta. W praktyce koszt zakupu dla kupującego dzielił się na części: dla klubu sprzedającego i było to 80% wydatku, dla zawodnika 20 %. . Był to okres w którym nikt nie słyszał o pieniądzach dla zawodników przedłużających kontrakt za tzw.„ podpisanie kontraktu”. Kluby funkcjonowały w miarę sprawnie a zawodnicy korzystali z polityki transferowej choćby w ten sposób, że kluby miały pieniądze na ich opłacanie ich punktówki i zakupy sprzętu. Ten stan trzeba było zepsuć. Bez żadnej konsultacji ówczesna GKSŻ w niemal analogicznym składzie jak dzisiejsze Prezydium GKSŻ wpisało do regulaminu zapis, iż w kontrakcie z zawodnikiem musi się znajdować z góry zapisana i uzgodniona kwota transferowa. Zaczął się horror dla działaczy klubowych , bo powstało jeszcze jedno źródło napięcia między klubem a zawodnikiem. Ten ostatni czynił wszystko, aby kwota transferowa była jak najniższa słusznie licząc, że im mniej będzie przy jego nazwisku na liście transferowej, tym więcej dostanie na „przygotowanie do sezonu” od nowego pracodawcy. Dla klubu kupującego wydatek na zakup był ten sam. Różnica polegała na tym, że teraz ok. 80% pieniędzy trafiało do zawodnika, a 20% do klubu macierzystego. Klub kupujący miał „korzyść” polegającą na nie zasilaniu kasy klubu potencjalnego rywala. Zaczęła się wędrówka gwiazd. Kluby ,chcąc je zatrzymać, brały na siebie coraz większe zobowiązania. Gdy ich nie spełniały gwiazdy odchodziły z zerowa kwotą transferową zostawiając po sobie wyroki sadowe i nakazy płatnicze. Kluby zaczęły upadać a ogromna większość zawodników o mniejszej sławie zaczęła klepać biedę. Teraz panowie z Prezydium GKSŻ dokonują kolejnego kroku na drodze spustoszenia. Nasz klub ma w kartach zawodniczych grubo ponad milion złotych. Podobnie Częstochowa, Rybnik, Zielona Góra.
Chcą nam je zabrać, aby ktoś mógł tanio kupić. Już wyobrażam sobie okres transferowy. Zawodnicy jeżdżą od klubu do klubu i pytają się „za ile u Was?”. Do ostatniego dnia stycznia żaden normalny klub nie ma składu. Prezesi podpisują się pod zapewnieniami bez pokrycia ,bo co robić? 21 najlepszych zawodników w lidze polskiej trafia do 3 klubów. Być może za dwa lata trzech ostatnich. Reszta „wolnych” zawodników jeździ na żużlu w dni wolne, ale we własnej pracy. No chyba, że wypadnie im w systemie czterobrygadowym pracująca niedziela.
Rufin Sokołowski
PS.
Andrzej, ale i tak nie będziesz Mistrzem Polski.