Na samym wstępie przepraszam za dlugość tego postu, ale myślę, iż temat jest na tyle ciekawy i ważny, że spotka się on z przychylnością zarówno Was - forumowiczów, jak i tutejszych moderatorów ;)
Chociaż za naszymi oknami wszelkie pogodowe symptomy wskazują, iż zima zbliża się do nas wielkimi krokami, to paradoksalnie w środowisku "czarnego sportu" w kraju nad Wisła zaczyna się właśnie teraz najgorętszy okres w całym roku kalendarzowym. Otóż, jak co zawsze o tym czasie, rozpoczyna się wielki "wyścig" pomiędzy wszelkimi klubami i klubikami o wcielenie do swoich szeregów mniej lub bardziej znanych, młodszych i starszych, "naszych" i "obcych" riderów, którzy w przyszłym sezonie mają stanowić o sile poszczególnych drużyn. Codzienie jesteśmy zalewani stertą spekulacji i faktów, o tym kto i gdzie ostatecznie "wyląduje"? "Nicki w Częstochowie!!!", "Matej Żurawiem!!!" "Dobrucki nie dla Tramwajarzy!!!" - owe nagłówki uwidaczniają nam, jak silne emocje targają nami podczas "okienka transferowego". I często są to emocje nie mniejsze, niż podczas ligowych spotkań...
Równomiernie z tymi przeżyciami, pojawia się właściwie co roku pytanie, które pomimo swej paradoksalności, wskazuje na całkiem poważny problem, z którym boryka się cała żużlowa Polska - Czy lepiej jest pozyskać do klubu paru obcokrajowców, których związek z daną drużyną zazwyczaj zaczyna się i kończy na klubowym księgowym, czy też okazać się speedwayowym patriotą i dać szanse "naszym" na zaprezentowanie swoich umiejętności?
Osobiście jestem zdania, iż obecność stranieri przynosi pozytywne skutki, zarónwno w sferze sportowej, jak i emocjonalnej. Casus Leigh Adamsa wydaje się być w tym miejscu najlepszym przykładem. Sympatyczny "Aussie" już przez 12 lat pozostaje wierny jednym barwom, za co niewątpliwie zyskał ogrome uznanie znacznej części środowiska kibicowskiego, nie tylko Unii, ale i w całym kraju. Niedawno otrzymał tytuł honorowego obywatela Leszna - co stanowi nijako "podziękowanie" społeczności tego miasta dla wkładu jaki wywarła postać Australijczyka dla jego rozwoju.
Oczywiście jest i druga strona medalu - tutaj niewątpliwie przykładem jest Gorzów (zwłaszcza z tego sezonu). Budowanie składu opartego w 3/4 na obcokrajowcach, pomimo wymiernego efektu sportowego, nie sprzyja integracji ów zawodników z klubem, kibicami oraz miastem. Często są oni zawodnikami "jednego sezonu", którzy po zakończonych rozgrywkach z roku na rok przywdziewają inne barwy, traktując starty w Polsce wyłącznie czysto zawodowo.
Przy pytaniu o kontraktowanie obcokrajowców, jego przeciwnicy często podają za argument to, iż są oni po prostu dużo drożsi niż miejscowi zawodnicy. Sądzę, iż napewno jest w tym trochę prawdy, jednakże chciałbym przytoczyć w tym miejscu słowa prezesa pewnego klubu z naszego wybrzeża :), które dają troszkę do myślenia:
"Stawiamy głównie na zawodników zagranicznych. Polscy żużlowcy, którzy jeszcze nic nie osiągnęli, zaczynają rozmowy od kwot 150-200 tys. zł za podpis na kontrakcie.
Nie zamierzamy im tyle płacić."
Moje osobiste zdanie jest takie: Chiałbym zobaczyć na Warmińskiej ze Skorpionem na piersiach dobrych zawodników zagraniczych, ale pod 3 warunkami:
1. iż ich ilość ograniczała by się do rozsądnej liczby;
2.iż byli by oni realnym wzmocnieniem składu, a nie jedynie jego uzupełnieniem;
oraz by
3. mieli na tyle interesujące (ciekawe) podejście do tego CO robią, JAK to robią oraz przede wszytskim tego dla KOGO to robią, by wnieść do poznańskiej drużyny więcej pozytywów, niż mogli by z niej sami wynieść :)
Jestem zatem ciekaw, Jak Wy, Drogie forumowiczki i Drodzy forumowicze, postrzegacie ewentualną obecność "stranieri"
w składzie naszej drużyny?
Zapraszam do dyskusji!!!