Zapewne wielu z was, moi przyjaciele, czytało "Quo vadis" Henryka Sienkiewicza. Niekiedy pewnie bez zapału, choćby z tego tytułu, że jest to lektura szkolna. Cóż, ja osobiście z moich dawnych lektur najbardziej chyba nie lubiłem "Anielki" Bolesława Prusa, i czytałem tę pozycję z dużą dozą obrzydzenia, natomiast "Quo vadis", i owszem, zapisało się w mej pamięci pozytywnie. Może dlatego że obfitowało w ciekawe postacie (oczywiście, było to przed obejrzeniem filmu Kawalerowicza). Szczególnie lubiłem scenę śmierci Petroniusza. Może dlatego, że ironiczno - cyniczny styl tego "arbitra elegancji" zawsze mi imponował? Może dlatego, że pod maską zniewieściałego estety ukrywał energię i żelazne mięśnie? A może dlatego, że wiedział, kiedy odejść, nie narażając się na upokorzenia w rodzaju wymuszonego zapisania majątku na rzecz Cezara? Pewnie powodów było kilka. Niemniej jednak chciałbym tu przytoczyć słowa z jego ostatniego, jakże wymownego listu do Ligii i Winicjusza:
"Dwóch chcę znać tylko filozofów: jeden zowie się Pirron, drugi Anakreon. [...] Tak musiało się skończyć. Tygellinus mnie zwyciężył, a raczej nie! To tylko moje zwycięstwa dobiegły końca. Żyłem, jak chciałem, i umrę, jak mi się podoba. Nie bierzcie tego do serca. Żaden bóg nie obiecał mi nieśmiertelności, więc nie spotyka mnie rzecz niespodziana. [...] Plato powiada, że cnota jest muzyką, a życie mędrca harmonią. Jeśli tak jest, umrę jak żyłem, cnotliwie".
Minęło kilka lat na tym forum. Lat dobrych i złych. Sądzę, że mimo wszystko więcej było dobrych. Częstokroć kłóciliśmy się, spieraliśmy, rozpalając żar dyskusji aż do białości - ale łączyło nas jedno. Umiłowanie pewnej dyscypliny sportu, która polega na odbijaniu piłki rękami. Ale w tych dyskusjach uczyliśmy się wzajemnie. Uczyliśmy się siebie, uczyliśmy się trudnej sztuki erystyki, a w wielu przypadkach uczyliśmy się czegoś nowego o ulubionej dyscyplinie, choć te nauki czasem bywały niemiłe i bolesne, jak, z przeproszeniem szanownego grona, lewatywa albo kroplówka. Pochlebiam sobie, że moje "eseje" lub, według innych "epistoły" przeczytało grono młodszychych znacznie ode mnie adeptów siatkarskiej sztuki, i może kiedyś przypomną sobie o niegdysiejszym emerytowanym rozgrywającym, który chciał im w nich coś konstruktywnego przekazać. Niestety, wszystko ma swój czas. Jak pisałem gdzie indziej, rośnie inne pokolenie "weteranów". Znacznie bardziej radykalnych, jednoznacznych w poglądach. Czasy "panu Bogu świeczkę, i diabłu ogarek", czasy Władysława Jagieły odchodzą w cień. Nadchodzą czasy radykalnego podziału czarne - białe, czasy radosnej kwalifikacji co jest "cacy", a co "be". Ja nie wiem do końca, co jest "cacy", a co "be". Waham się. Widzę pomiędzy czernią a bielą ogromną połać szarości, której kolorować się nie odważę. Dlatego uważam, że mój czas minął. Minął czas "prześmiewcy z rzeczy", dobrotliwie podśmiewającego się z ludzkich słabostek i przywar, ale jednocześnie przyjmującego do wiadomości, że owe przywary i słabostki były, są i będą. Aluzje i uśmiechy coraz częściej zastępuje twarde, zdecydowane wyrażanie poglądów. Zwykle jedynie słusznych dla dowolnie wygłaszającej je strony. Ja tak nie umiem. A poza tym nie chcę. Odchodzę.
Dlatego pozwólcie, że podziękuję z tego miejsca tym wszystkim, którzy mnie słuchali, którzy ze mną się spierali, oraz szczególnie tym, którzy uważając mnie za starego durnia próbowali to merytorycznie uzasadnić (tu ukłon w stronę frakcji częstochowskiej), i to czasami z całkiem niezłym wynikiem. Dziękuję również frakcji byłego prezesa B., dzięki której wywołaliśmy zupełnie interesującą dyskusję. Myślę, że forum nie upadnie, ponieważ nie upadnie siatkówka. A jeżeli gdziekolwiek znajdą się dwie osoby chętne do dyskusji, tam zawsze znowu może powstać FORUM. Ale to temat na zupełnie inne opowiadanie. Zaś jeżeli kogoś będą jeszcze interesowały moje poglądy, ten wie, jak mnie znaleźć.
"Więc jeśli dusza jest czymś więcej, niż mniema Pirron, to moja zaleci do was po drodze na krańce Okeansowa i siędzie przy waszym domu w postaci motyla albo, jak wierzą Egipcjanie, krogulca. Inaczej przybyć nie mogę".