. - Byli zawodnicy Unii Leszno, działacze, członkowie klubu nie chodzą już na mecze. Nawet ci, którzy kiedyś odnosili sukcesy, dziś nie dostają wejściówek. Nie spotkacie ich na stadionie, raczej w domach. Bo w Unii Leszno teraz liczą się tylko pieniądze - mówi Rufin Sokołowski, były prezes Unii Leszno.
Sokołowski odszedł z Unii Leszno w 2004 roku. Był prezesem klubu przez niemal 10 lat. Od tamtej pory bardzo rzadko wypowiadał się na temat żużla. Zrobił to dziś - w piątek - podczas konferencji prasowej poświęconej zresztą zupełnie innemu tematowi. Ale zapytany przez dziennikarza, jak ocenia obecną sutuację w Unii Lesznie, nie uchylił się od mocnych słów.
Sokołowski powiedział, że wiele razy próbował się dowiedzieć, ile pieniędzy Sportowa Spółka Akcyjna Unia Leszno dostaje od samorządu miasta. Oficjalnych danych nie poznał, ale jak mówi - jego zdaniem - może to być nawet około 10 mln zł w ciągu ostatnich 6 lat.
Kilka dni temu prezes Unii Leszno Józef Dworokowski zasugerował prezydentowi miasta Tomaszowi Malepszemu, że w 2013 roku samorząd powinien wesprzeć Unię kwotą 2 mln zł. Jeśli nie, to Unia nie ma szans na utrzymanie się w ekstraklasie. Pieniądze są potrzebne na zawodników, którzy będą gwarantować drużynie Byków wysokie miejsca w nowym sezonie.
- Jeśli te 2 miliony mają pójść na Jarka Hampela, to my też kiedyś mogliśmy kupić Tomasza Golloba - mówi Rufin Sokołowski. Jego zdaniem gdy on był prezesem klubu to tylko 3 procent budżetu Unii pochodziło z miasta, teraz jest to ponad 30 procent. - Miasto wspiera prywatną spółkę i to jest dla mnie szokujące - dodawał.
Sokołowski mówił też o cenach biletów, które są tak wysokie, że odciągają ludzi od żużla. Jak tłumaczył, rodzice nie przychodzą na mecze, nie zabierają na nie swoich dzieci, więc za kilka lat kibiców będzie jeszcze mniej, bo młode pokolenie nie będzie mieć nawyku uczestnicztwa w zawodach.