Tego się nie spodziewał chyba żaden z toruńskich kibiców. Zespół Apatora/Adriany po pierwszj rundzie ekstraligi ma na koncie więcej porażek niż zwycięstw. I tak naprawdę nikt nie wie dlaczego tak się stało

Porównanie pierwszej rundy w wykonaniu Apatora/Adriany do tej sprzed roku wygląda bardzo blado. W ubiegłym sezonie torunianie ponieśli zaledwie jedną porażkę i prowadzili w tabeli z przewagą dwóch punktów nad Atlasem Wrocław. Teraz Apator/Adriana przegrał aż cztery z siedmiu spotkań jest sklasyfikowany dopiero na szóstym miejscu w tabeli ze stratą ośmiu punktów do liderującej Point S/Polonii Bydgoszcz.

Dlaczego jest tak źle?

- Przyczyn naszych obecnych problemów trzeba szukać jeszcze w zimie. Wtedy ustalono niesprawiedliwy dla nas limit KSM. Musimy w każdym sadzać na trybunach jednego z naszych liderów - mówi kierownik Apatora/Adriany Piotr Nagel. Jest w tym sporo racji. Startujący z przymusu Tomasz Chrzanowski zdobywa w tym sezonie średnio jeden punkt na bieg. Dla porównania w ubiegłym roku np. Andreas Jonsson, dla którego zabrakło miejsca w składzie z powodu limitu KSM, miał dorobek ponad dwa razy większy.

Ale to nie jedyna wyjaśnienie. Tegoroczny zespół zdobywa średnio o niemal osiem punktów mniej niż ubiegłoroczny (49,85 - 42,04). Wbrew obiegowej opinii zespół toruński wcale najwięcej nie traci na pozycji juniora, bo Marcin Jaguś zdobywa tylko półtora punktu mniej niż Tomasz Chrzanowski. Dramatycznie spadła (o niemal trzy punkty) średnia kapitana drużyny Mirosława Kowalika. Swoje notowania pogorszyli także Tony Rickardsson i Tomasz Bajerski.

Niestety nie w pełni z roli lidera wywiązuje się Rickardsson. Szwed co prawda ma zdecydowanie najlepszą KSM w zespole, ale często zawodzi w najważniejszych momentach spotkań. Konto Rickardssona w największym stopniu obciąża porażka na własnym torze z Point S/Polonią Bydgoszcz. Ale pretensje można mieć do niego także za ostatni występ w Częstochowie. Gdyby czterokrotny mistrz świata traktował polską ligę równie poważnie jak np. Ryan Sullivan te dwa mecze Apator/Adriana mógłby wygrać. - Winny takiej sytuacji jest cały zespół. Gdyby każdy z nas zdobywał punkt lub dwa więcej nasza pozycja byłaby zupełnie inna - zaznacza Robert Sawina.

Co dalej?

Obrona tytułu mistrza Polski w tej sytuacji jest już nierealna. Co gorsza, coraz mniej realny jest także awans do pierwszej czwórki i tym samym walka o jakikolwiek medal. A to dla mistrzów Polski oznaczałoby sportową i finansową katastrofę. Terminarz drugiej rundy torunianie mają korzystny: cztery razy podejmują rywali u siebie, trzy razy zmierzą się na wyjeździe. Ale to może już nie wystarczyć. Rozwiązania są dwa. Albo Apator/Adriana zdoła wygrać w Lesznie lub Bydgoszczy (co wydaje się mało realne), albo Point S/Polonia odbierze punkty na wyjeździe Włókniarzowi bądź Atlasowi Wrocław. W takiej sytuacji torunianom do czwartego miejsca wystarczy mieć lepszy bilans bezpośrednich pojedynków ze wspomnianymi ekipami. Zakładając oczywiście, że wszystkie mecze u siebie i wyjazd do Gdańska zakończą się zwycięstwem mistrzów Polski.

Jak nasi jadą

Rickardsson 10,06* 9,67

Kowalik 9,26 6,60

Bajerski 8,47 8,23

Jaguś 7,17 7,50

Chrzanowski 5,93 4,00

Sawina 8,59 8,64

* - KSM po I rundzie w 2001 i 2002 roku

Rozmowa z Robertem Sawiną

To nasza wina

Działacze stworzyli nam doskonałe warunki do uprawiania sportu, ale nie potrafimy ich wykorzystać - mówi Robert Sawina.

Joachim Przybył: Dlaczego Apator/Adriana jest dopiero na szóstym miejscu w tabeli?

Robert Sawina: Przyznam, że nie wiem. Jestem bardzo zaskoczony naszą pozycją. Ale nic ciekawego nie jestem w stanie powiedzieć, bo po prostu nie wiem dlaczego tak jest.

Dlaczego w meczach wyjazdowych do połowy toczycie równorzędną walkę z gospodarzami, a potem kilka kolejnych wyścigów przegrywacie z kretesem?

- To kolejne pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Mamy zapewnione przez działaczy doskonałe warunki do uprawiania sportu, ale nie potrafimy ich wykorzystać. Potencjał zespołu jest bardzo duży. Każdy z nas jest w stanie na każdym torze zdobywać po dziesięć punktów. Znam się trochę na tym sporcie, ale nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak się dzieje.



To niezbyt dobrze wróży przed kolejnymi meczami...

- To prawda. Jesteśmy w trudnej sytuacji. Działacze nie popełnili żadnego błędu. Całą winę za obecną sytuację ponoszą tylko i wyłącznie zawodnicy.

Jak oceniasz szanse na awans do pierwszej czwórki?

- Wierzę w nasz sukces. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli się gdzieś pałętać w dolnej czwórce. To żadna satysfakcja ze zdobywania punktów i żadna możliwość doskonalenia swoich umiejętności. Myślę, że wciąż naszych szans nie można przekreślać i postaramy się je wykorzystać.