Hannawald spokojnie przygotowuje się do konkursu w Ga-Pa. Wcześniej jednak o tych przygotowaniach opowiedział dziennikarzom.

”Czy to Turniej Czterech Skoczni, czy zwykłe zawody Pucharu Świata, mój dzień zawsze wygląda tak samo. Pobudka o siódmej, na śniadanie muesli i bułki. Nie, nie z bananem. Z jajkiem. Potem idę pobiegać albo pograć w piłkę. W myślach oddaję jednak już ten najważniejszy skok. O 11, gdy już ruszam na skocznię, koncentruję się już w pełni na zawodach. (...) Na drodze mógłby mi stanąć Michael Schumacher, a ja bym go nie rozpoznał” – powiedział Hannawald.

Hannawald opowiada, że już na szczycie skoczni przed założeniem nart mocno je przytula. Czuje wtedy energię płynącą przez ciało.

Czuję się wtedy jak gladiator powietrza, a narty to moje miecze. Już na belce szepczę do siebie: 'Mach einen guten Sprung, Hanni' (oddaj dobry skok, Hanni), co możecie odczytać z ruchu moich ust w telewizji. Potem przemyka mi jeszcze przez głowę prośba: 'tylko mnie nie zawiedźcie, moje narty' i... włączam autopilota. Koncentruję się tylko na punkcie, z którego chcę się odbić. A gdy lecę, niczego nie widzę, niczego nie słyszę. Za to już po wybiciu wiem, gdzie wyląduję. Dopiero wtedy jak lawina dociera do mnie, że są tu w ogóle kibice, a ja mogę zacząć się cieszyć” – stwierdził najlepszy niemiecki skoczek.

Hannawald zaczyna mowic sam do siebie... moze to pamiatka po zawodach w Harrachovie gdy dostal sniezkami po glowce... nie wiedzialem ze az tak mocno oberwal. Az boje sie pomyslec o czym swiadczy takie namietne przytulanie nart.
Biedny Hanni...