To był zaskakująco niedobry dzień dla polskiego tenisa...Niby zawsze trzeba być przygotowanym na takie nagłe niedyspozycje, jak dziś u Jerzyka, ale wciąż trudno uwierzyć mi w to, co się działo na korcie nr 13
Ale na wszystko trzeba spojrzeć z dystansu. Gdy w połowie lat 90-tych zaczęłam interesować się tenisem, to nawet nie marzyłam, że za kilkanaście lat praktycznie w co drugim turnieju tenisowym transmitowanym przez którąś ze stacji sportowych będzie można obejrzeć sobie mecz Polaka i będzie to czymś całkiem normalnym. Taka myśl nie zaświtała mi w głowie nawet nie z braku wiary w możliwości naszych zawodników ale dlatego, że tenis na światowym poziomie po prostu był czymś, czego nie łączyliśmy z Polakami. Pamiętam, że kiedy później Radwańska osiągnęła bodaj 13 pozycję w rankingu, to odbierałam to jako szczęśliwe zrządzenie losu, które - jak to zwykle w polskim sporcie - wkrótce minie.
Tymczasem dziś spodziewamy się po Agnieszce finałów i jesteśmy głęboko zawiedzeni, gdy Janowicz przegrywa w pierwszej rundzie turnieju wielkiego szlema. Krytycy polskich tenisistów muszą być świadomi, że takie porażki to wcale nie dno i wodorosty, tylko kolejna koleina na drodze, jaką przechodzi każdy zawodowy gracz w tenisa.
A że niektórym posypały się prognozy czy może nawet zakłady, to już ryzyko zawodowego fana
Swoją drogą pierwszy raz przed turniejem wielkoszlemowym natknęłam się w internecie na tyle rozmaitych analiz i rokowań dotyczących przebiegu US open. Nie będę udawać, że przeczytałam je wszystkie od początku do końca. W każdym razie na pewno krzywiłam się z rozdrażnieniem pod koniec tych, które na zwycięzcę typowały Rafaela Nadala. Tymczasem obejrzałam wczoraj fragmenty występu Hiszpana i znów poczułam znajomą irytację. Ale tym razem jej powodem były zagrania Rafy, które po prostu nie powinny mieć miejsca. To tak, jakby ktoś Wam pokazał słonie grające w szachy. Widzicie, że to robią, ale macie wrażenie, że ktoś Was wkręca. Wolałabym widzieć Nadala grającego słaby i przewidywalny tenis. Tymczasem ta jego odpowiedź smeczem na smecz, omijające łukiem końcową linię i lądujące w rogu korcie minięcia czy choćby gra przy siatce, którą uskutecznia od swojego powrotu po kontuzji dowodzą, że Rafa wciąż rozwija swoją grę. Miały mu poodpadać kolana tymczasem to mi opada szczena. Nad wyraz wkurzające