Młody grudziądzanin twierdzi, że pobili go żużlowcy-juniorzy GKM-u: Marcin K., Łukasz D. i Maciej K.
Do incydentu miało dojść w miniony czwartek, na stadionie grudziądzkiego klubu.
- Od kilku lat pomagałem przy nagłośnieniu stadionu. W czwartek zauważyłem, że w głośniku brakuje dwóch membran. Chciałem sprawdzić czy nie ma ich w samochodach żużlowców. Nie zdążyłem dojść do wozów, bo kiedy powiedziałem, o co chodzi, dopadła mnie trójka żużlowców i mechanik. Przewrócili i skopali - mówi Marcin J. i pokazuje wyniki lekarskiej obdukcji. Poszkodowany ma złamany nos. - Później dopadli mnie jeszcze w sekretariacie klubu. Bili na oczach sekretarki, prezesa i dyrektora.
Policjantom chłopak powiedział, że napastnikami byli Marcin K., Łukasz D. i Maciej K., juniorzy grudziądzkiego GKM-u. - Na razie mamy tylko zeznania pobitego. Wskazanych dopiero będziemy przesłuchiwać - mówi kom. Krzysztof Hermański z grudziądzkiej policji.
- Oficjalnie o pobiciu nic nie wiem. Widziałem jedynie, że w czwartek byli u nas policjanci - mówi Przemysław Sierakowski, prezes GKM-u. Przyznaje, że zna pobitego chłopaka - jest kibicem, od kilku lat pomaga w klubie, w przerwach czasami puszcza muzykę. - W czwartek wieczorem dzwonił do mnie i szantażował, że jeśli nie zapłacimy mu 800 złotych, to doniesie o pobiciu przez żużlowców. Nie zgłosiłem tego policji myśląc, że to głupi żart. Teraz to zrobię.
W czasie zbierania informacji z "Pomorską" skontaktował się ojciec pobitego chłopaka, od wielu lat związany z GKM-em. - Mój syn jest nieobliczalny. Już dawno wyrzuciłem go z domu. Ja bym mu nie wierzył - przekonywał. Tego co stało się w czwartek na żużlowym stadionie w Grudziądzu jednak nie widział.

(Gazeta Pomorska)