No i znowu Hiszpan będzie nam liderował... Szczerze mówiąc liczyłem na więcej, niż liczyłbym, gdyby naprzeciw Nadala stał Federer. Tam miałem 99% pewności, że po półtora secie potrzebna będzie zmiana pieluchy. Tutaj stało się odrobinkę szybciej, choć z powodów zupełnie niepojętych, bo Robin do stanu 1-1 w drugim secie pomimo straty seta grał zupełnie przyzwoity mecz. Potem zrobił to co tygrysy lubią najbardziej czyli zmarnował jakieś 2564 breakpointy i kto widział, co było dalej, temu nie trzeba przytaczać konsekwencji. Fizycznie chyba było całkiem ok, ale mnóstwo błędów forhendowych w momencie, gdy ten forhend miał mu robić przez cały mecz za kopalnię punktów przesądziły o rozkręceniu się Hiszpana. W trzeciej partii chyba tylko sam Pan Bóg dobiegałby do tych niesamowitych rogali forhendowych i umiałby się bronić z taką determinacją, jak czynił to Hiszpan.

Greku, oczywiście Federer miał 284 tygodnie w dniu rozpoczęcia turnieju, więc w poniedziałek, gdy odda przodownictwo będzie łeb w łeb z Pistolem.

Schiavone to temat na opowieść pt. "Drugie życie Franki S.". Stosur przestraszyła się szansy, a kiedy już to się stało, to Włoszka zaczęła posyłać jej niesamowicie nurkujące za siatką topspiny, których złapanie kończyło się efektownym wybiciem piłki w trybuny. Determinacja plus doświadczenie i efekt wszyscy widzieli. Jakie to proste :D.