Skoro już niedługo kolejny finał Indywidualnych Mistrzostw Polski, więc trzeba lekko odkurzyć karty historii. Konkretnie pamiętny finał z 1995 roku, który odbył się we Wrocławiu.
Zaraz na samym początku zastrzeżenie. Wątek ten, nie jest zakładany z myślą o rozdrapywaniu starych ran, szukaniu dziury w całym, czy co gorsza, miałby dyskredytować któregoś zawodnika, bądź jakikolwiek klub. Chodzi raczej o trzeźwą konkluzję, która mogłaby w jakiś sposób przypomnieć genezę walki (czasami nieczystej) o tytuł IMP.
Generalnie meritum tego tematu jest spojrzenie z dystansu na tamte wydarzenia oraz przypomnienie biegu zdarzeń jakie miały miejsce na torze, jak i poza nim.
Nieco starsi kibice zapewne będą co nieco pamiętać, więc dla niektórych młodszych forumowiczów garść faktów. Oczywiście mogłem coś nie tak pamiętać, minęło przecież 13 lat, więc poprawki mile widziane.

Na samym początku trzeba zaznaczyć, iż w tamtych latach na krajowych torach brylowali bracia Gollobowie. Dużo wygrywali, zatem z zasady „bij mistrza” każdy chciał ich pokonać. Bracia nie dbali wtedy jeszcze o żadne tam „publik relejszyn”, więc rzadko byli lubiani poza Bydgoszczą. Ot, taki wiek i ogromny głód sukcesu. Oczywista sprawa.

Wrocław 16 lipiec 1995. Finał IMP.

Przed ostatnim wyścigiem na czele klasyfikacji Tomasz Gollob z czternastoma punktami na koncie. Jedynym zawodnikiem który może pokrzyżować mu szyki w zdobyciu złotego medalu jest Piotr Świst z jedenastoma punktami, ale jeszcze jednym biegiem do odjechania. 20 wyścig.
Pod taśmą Świst, J. Rempała, bodaj Krzystyniak i ktoś jeszcze. Po starcie Świst z tyłu. Tor mokry, przyczepny, zjeżdżony, spore odległości pomiędzy zawodnikami. Po chyba drugim okrążeniu Jacek Rempała nagle wpada w koleinę, czy zwalnia… w każdym bądź razie Świst go wyprzedza i dowozi zwycięstwo do mety, co oznacza udział w biegu dodatkowym o złoto z Tomaszem Gollobem. Co się dzieje w tym czasie w parkingu? Jest kilka wersji, ale podobno ze zdenerwowania T. Gollob zbił szybę oddzielającą boksy zawodników. Jacek Gollob (jeszcze długie włosy) uderzył „z dyńki” mechanika Piotra Śwista…
W dodatkowym biegu Tomasz Gollob pokonał Śwista i został mistrzem Polski, jednak na podium nie podał ręki srebrnemu medaliście…


Papa i Jacek...

Jakiś czas później któryś z zawodników przyznał się w którymś z wywiadów, iż podczas turnieju podszedł do niego mechanik Śwista i w zamian za odpuszczenie wyścigu zaproponował jakieś dogodne warunki sprzętowe…

Dla przypomnienia, dziś też zdarzają się gorące młode głowy. Dwa przykłady z brzegu, A. Gomólski, czy w zeszłym tygodniu Buczkowski…

A jak Wy, forumowicze, pamiętacie ten finał?