Długo nie było mnie na tym forum. Wycofałem się z racji wk…….ia pewnymi praktykami moderatorów, a i działania szefów były mi co najmniej pod włos. Ale nigdy nie straciłem Was, kochani, z oczu. Pisząc o lidze rosyjskiej czy czeskiej (a nawet serbskiej i słowackiej w porywach – ma się rozumieć na Sportowych Faktach) zawsze byłem z Wami, jeśli nie rozumem, to sercem. I teraz, kiedy reprezentacja nasza ograła dwa razy Greków, nie strzymałem. Muszę wrócić choćby na chwilę, aby zapytać wszystkich, którzy trochę znają się na siatkówce: azaliż był to postęp, czy przypadek?
Jakże bo: w składzie, w którym zabrakło drugiego skrzydła u naszego biało – czerwonego orła, zdołał on wzlecieć na ogromne wyżyny i pokonał, osłabioną co prawda, ale jedną z groźniejszych reprezentacji Europu (z którą, nie wymawiając, dostaliśmy bańki na ostatniej Olimpiadzie). Zatem co: cud? Natchnienie? Czy wreszcie PRZYPADEK?
Sam, siedząc obecnie li tylko w fotelu i nadsłuchując zdarzeń z dalekiego świata (jeżeli nie liczyć codziennej, 35 – km podróży do pracy, która ma tę zaletę, że mogę w jej trakcie zapoznać się z prasą sportową) myślę, że mamy w TYM PRZYPADKU DO CZYNIENIA Z POCZĄTKIEM PRZEŁOMU”. Nowe twarze w kadrze (Wlazły, Gacek), psychologiczne zagrania Lozano (Gruszka jako kapitan, który chyba nigdy w swojej karierze nie skończył tyle ważnych piłek), zaangażowanie w grze, które owocuje twardą walką do ostatniej piłki – to sygnały, że w naszej, mówiąc z węgierska, „roplabdzie” (to po węgiersku – przyp. Weteran) zaczyna się dziać coś, co można nazwać jakimś nowym prądem, powiewem, a co najmniej zefirkiem
Okazało się, że nie tylko zapraszani w przerwach między odpoczynkiem lub kontuzjami Murek, Dacewicz,, Świderski, Nowak – lub inni „etatowi” reprezentanci stanowią o sile polskiej siatkówki, ale również ci, których przedstawiciele słynnej „polskiej myśli szkoleniowej” nie raczyli do tej pory dostrzec jako tych, którzy nie tylko nie zamierzają być gorsi – ba, nie ukrywają swoich aspiracji bycia lepszymi.
Wiem, że jesteśmy na początku drogi. Wiem, ile czasu jeszcze będzie kosztować doskonalenie dwóch – nie – trzech - newralgicznych punktów naszej kadry: bloku, zagrywki i obrony. Ale po raz pierwszy w życiu wierzę, że to się uda. Że postęp będzie oznaczał przełom. A wy?