Bydgoski poseł SLD Grzegorz Gruszka domagał się seksu od kelnerki i barmanki z hotelu Katowice. Skandal robi się coraz głośniejszy. Konkurenci Gruszki z SLD poinformowali już o wszystkim Leszka Millera.

41-letni Gruszka, poseł z dziesięcioletnim stażem, pojawił się w night clubie hotelu Katowice późnym wieczorem 14 września. Pojechałem do Katowic w czwartek wieczorem. Czerwone światła, ściany z luster, niklowana rura do tańców erotycznych, przed lokalem prostytutki i sutenerzy. Posła Gruszkę pamiętają tam doskonale.

- Wszedł do lokalu z kilkoma osobami i przy barze krzyknął do mnie głośno, żebym mu... [w wyjątkowo wulgarny sposób zaproponował seks oralny - red.] - mówi barmanka. Dostałem od niej spisane w obecności właściciela lokalu oświadczenie, w którym kobieta własnoręcznym podpisem potwierdza prawdziwość relacji. - Ponieważ nie zareagowałam - mówi dalej - on poszedł do stolika, a tam przywołał kelnerkę i zażyczył sobie, aby weszła pod stół i ...[w wyjątkowo wulgarny sposób zaproponował seks oralny - red.].

- Jak się pani zorientowała, że macie do czynienia z politykiem?

- Kolega, który z nim siedział przy stoliku, powiedział do kelnerki, że to poseł i że zapłaci "każdą cenę" za miłość francuską.

Dla pewności pokazałem barmance zdjęcie bydgoskiego parlamentarzysty. Ani ona, ani szef lokalu nie mieli wątpliwości. "To ten" - oświadczyli zgodnie. Według ich relacji z powodu swego zachowania Gruszka nie został obsłużony w lokalu i po krótkiej chwili wyszedł razem ze swymi znajomymi.

Oni mnie nienawidzą

Gruszka miał pecha - na sali siedzieli akurat działacze i kibice bydgoskiego klubu żużlowego Polonia, którzy go świetnie znali. Prawdopodobnie to oni przywieźli do Bydgoszczy informacje o wyczynach posła. Nieszczęśliwie dla niego jako jedna z pierwszych dowiedziała się o wszystkim zatrudniona w Polonii specjalistka ds. marketingu Lidia Kusz.

Kusz i Gruszka byli kiedyś bardzo dobrymi znajomymi, rozstali się w niezgodzie. Oboje należą do SLD, jednak do przeciwnych frakcji. Gruszka to były szef wojewódzkich struktur partii. Utracił stanowisko na rzecz obecnego rzecznika prasowego Sojuszu Jerzego Wenderlicha. Jak sam przyznaje, jest przeciwnikiem obecnych bydgoskich władz partii. Zarzuca im nieudolność i wini za przegrane wybory samorządowe.

- Straciliśmy prezydentury w Bydgoszczy, Inowrocławiu, Włocławku, Grudziądzu i rady w mniejszych miastach, w których lewica potrafiła za moich rządów osiągać wyniki w granicach 80 proc. poparcia - mówi Gruszka. I dodaje: - Za druzgocącą porażkę lokalne kierownictwo partii musi ponieść odpowiedzialność. Domagam się tego jako poseł SLD. Lidia Kusz i inni ludzie z bydgoskiej organizacji SLD nienawidzą mnie właśnie dlatego - bo mówię prawdę i żądam rozliczeń. Ekipa, która rządzi bydgoskim Sojuszem, nie jest w stanie wygrać kolejnych wyborów!

Poseł miał apetyt

Lidia Kusz należy do obozu, który całą winą za ostatnie klęski obarcza samego Gruszkę. Jej zdaniem powinien zostać wyrzucony z partii, bo: jest współwinny porażki Sojuszu w regionie; po wyborach nawiązał współpracę z prawicowym prezydentem Bydgoszczy; cieszy się z klęsk SLD w mieście, gdyż nie lubi obecnych władz; chce przejąć fotel szefowej bydgoskiej organizacji partyjnej Grażyny Ciemniak; jego zachowanie urąga godności parlamentarzysty.

Wszystko to Lidia Kusz spisała i wysłała w połowie listopada do Leszka Millera. Ostatni zarzut zilustrowała opisem zajścia w katowickim night clubie.

Kopie pisma trafiły do szefa klubu SLD Jerzego Jaskierni, sekretarza Sojuszu Marka Dyducha, rzecznika prasowego Jerzego Wenderlicha i kilku redakcji - m.in. naszej. Gdy udało mi się potwierdzić najbardziej pikantne szczegóły, zadzwoniłem do samego posła Gruszki. Gdy powiedziałem, o co chodzi, poseł zdenerwował się.

- To wszystko prowokacja osoby bez wiarygodności - powiedział o swojej byłej znajomej Lidii Kusz. - Wszystko sobie można wymyślić. A zapytał pan, czy skoro tak niby rozrabiałem, to zawołali policję?!

- Zapytałem, czy odzywał się pan po chamsku do obsługi, i uzyskałem potwierdzenie. Mam to na piśmie.

- Ja nie wiem, jak pan to zdobył... Wszystko można kupić. Czy pan będzie pisał o tym tekst?

- Oczywiście. Chciałem pana jeszcze zapytać, po co w ogóle pan chodził do tego lokalu?

- Żeby coś zjeść.

- Ale tam nie podają jedzenia.

- Proszę pana... - poseł zmienił ton na delikatny. - Niech pan pamięta, że osoba publiczna to też człowiek. Ten artykuł może przeczytać moja matka, starsza osoba...
(...)


Do dalszej części artykułu Marcina Kowalskiego zapraszam pod adres:
http://www1.gazeta.pl/wyborcza/1,34513,1200539.html

Dla mnie jest to skandal, który powinien zakończyć karierę tego osobnika jako osoby publicznej.
Swoją drogą współczuje żonie Pana Grzegorza męża, a Ewelince, (która swojego czasu udzielała się na naszym forum twardo broniąc taty) ojca.

poTFoor