No i Stefanów ugrał frejma. Co do bilarda, to 19 czy 20 lat temu wygrałem turniej w klubie osiedlowym za co otrzymałem nagrodę książkową ; )
Wysłane z mojego SM-G361F przy użyciu Tapatalka
No i Stefanów ugrał frejma. Co do bilarda, to 19 czy 20 lat temu wygrałem turniej w klubie osiedlowym za co otrzymałem nagrodę książkową ; )
Wysłane z mojego SM-G361F przy użyciu Tapatalka
Ścierkę mnie zabrał, moje narzędzie pracy!
Dominik (14-12-2016)
Ooo gratulacje ! Nadal coś grasz ?
Ja przyznam się że do tej pory co tydzień w czwartek/środę ( w Łódzkiej arkadii taniej ) spotykam sie na partię bilarda z kumplami Zwykle po jednej partii kij mi wypada z ręki przez ale grunt to podtrzymywanie tradycji!
Moja strona - fotografia i Ukryta zawartość
Powiem Ci, że w ostatnich latach niezmiernie rzadko, grałem raz w tym roku, i to to tak "byle jak". Zresztą po kilku latach przerwy. Bilard w moim mieście (G-dz) był popularny w latach 90-tych. Z tego co pamiętam to Skala grała w lidze ogólnopolskiej ale jeszcze jakiś klub grał chyba w czymś w rodzaju rozrywek wojewódzkich. Nawet niektórzy odnosili sukcesy na Mistrzostwach Europy juniorów oraz Mistrzostwach Polski kobiet ale nie pamiętam czy to była "ósemka" "dziewiątka" czy 14/1" Były kluby, w latach świetności które miały po 4-6 stołów (jeden miał jeden stół snookerowy), a teraz tak naprawdę nie ma gdzie pograć, chyba, że w jakiejś mordowni.
Ścierkę mnie zabrał, moje narzędzie pracy!
Szczerze powiedziawszy, ten frejm został Adamowi podarowany po znajomości, Ronnie spotykał się z nim parę razy, również w Zielonej Górze. No ale fakt jest faktem, że w miarę honorowo. Adam musi się uczyć ogłady, bo do meczu wystartował dobrze i odważnie, ale parę szybkich błędów skutecznie go ugotowało. Sporo dobrych odstawnych sprawiających, że O'Sullivan przez większość meczu grał z jako takim respektem na plus, sporo banalnych pudeł na duży minus. Wiadomo, nad czym pracować.
Oczywiście mecz historyczny i wróżący przyzwoitą karierę i tak go chyba trzeba traktować
Chłopak ma potencjał znajduje się w odpowiednim miejscu aby doskonalić umiejętności. Nic tylko życzyć powodzenia, i trzymać kciuki, a będzie nam dane oglądać go częściej czego jemu, i nam życzę.
Troszkę faktycznie się zagotował (to składanie się na trzy razy do prościutkiej czarnej chyba w drugim frejmie). Ale z całego meczu, nie ma tragedii. Wiadomo jak podszedł Ronnie do tego meczu, najlepiej o tym świadczy próba wbicia w jednej z partii czerwonej spod bandy przez 3/4 stołu Inna sprawa, że O'sa kiedy gra na luzie jest chyba jednak bardziej niebezpieczny
Ktory to juz raz Higgins zmasakrowal Trumpa. Pamietam kosmiczne od 2-7 do 10-9 w Szanghaju, pamietam od 0-4 do 5-4 niegdys w Haikou, teraz od 1-5 do 6-5 w Szkocji. O ile powrotow w historii snookera mozna odnotowac dziesiatki lub setki (w samych cale mnostwo, pisalem o tym kiedys na 147.pl, atrykul "magia powrotow", ciagle wisi na stronie ), to historia tej dwojki jest ewenementem. Juz teraz ksiazke mozna napisac o ich rywalizacji, poczynajac od super finalu IMS w 2011.
Dzis final Higgins - Fu, calkowicie zasluzony dla obu. Marco gra w tym miesiacu naprawde ponad przecietnie, tylko on sam wie, jakim cudem nie wystapil w niedawnym finale UKC.
Spotkali się moi ulubieńcy. Z 1-4 na 8-4 to już coś, tym bardziej z Higginsem. Liczę, że Fu będzie grał tak przez cały sezon, aż do Crucible Theatre.
Ścierkę mnie zabrał, moje narzędzie pracy!
Nawet na 9-4
Forma Higginsa jak dowolnego zespołu z polskiej ekstraklasy piłki nożnej
Dla zainteresowanych, całkiem przyzwoity wywiad z Adamem http://sport.interia.pl/inne/news-ad...ra,nId,2324918
Jakby kto pytał, dlaczego Adam tak "wolno" się rozwija, niech przyjmie do wiadomości odpowiedzi zamieszczone w wywiadzie.
Generalnie w młodym snookerze jest trochę jak w młodym żużlu, nierzadko ludzie bez wielkich sukcesów za młodu (Bingham, Hawkins, Perry) stawali się porządnymi zawodnikami parę lat później, równie często wielkie talenty za młodu zanikają prawie na dobre kilka lat później (Lisowski, Yupeng, Cope). Trzeba czasu, spokoju i dobrego trenera, który nauczy grać a nie tylko wbijać (tu dobry jest przykład Brecela).
Ostatnio edytowane przez sobotch ; 21-12-2016 o 10:32
9,5 godziny dziennie samego grania?! Przecież to kosmos. Ja już nie mówię o zmęczeniu przy tak długim utrzymywaniu koncentracji ale weź tu się schylaj przez tyle czasu non-stop
Trochę tak jak w żużlu - te początkowe trudności oddzielają tych, którym naprawdę zależy od tych, którzy pograliby pod warunkiem, że nie będzie wymagało to zbyt wielkiego poświęcenia. Przy takim podejściu Adama wierzę, że może coś osiągnąć.
I tutaj dochodzimy do wniosku, że oprócz talentu potrzeba mnóstwa wyrzeczeń aby coś osiągnąć.
Nie ma się co dziwić. 9,5 godziny to w jego wieku i możliwościach organizmu nie kosmos, tylko sposób. Prawidłowy
Ogólnie to nie jest tylko domena sportu, że trzeba zapieprzać by do czegoś dojść. Od prawie sześciu lat robię to co robię i na początku, żeby ze wszystkim nadążyć, siedziałem w robocie dłużej od Adama. Teraz staram się nie przekraczać normalnego czasu pracy i wychodzi całkiem nieźle - Adam za 5 lat też nie będzie musiał tyle siedzieć w piwnicy. Normalne frycowe
Można też zauważyć, że trening to nie mecz, tylko ćwiczenie kolejnych układów, całkowicie różnorodnych i - dla samego grającego - pewnie ciekawych. Z przerwami, bo nie da się bez. Normalna sesja w meczu też nie trwa dłużej niż 8-9 frejmów, jak wiadomo.
Ostatnio edytowane przez sobotch ; 21-12-2016 o 15:03
Zastanawiam się właśnie ile z tych 9,5 godziny przypada na efektywną grę?
Nie układają się coś po mojej myśli te mistrzostwa świata. Trzech moich ulubieńców" O'sa, Fu i Ding znalazło się w tej samej części drabinki. Do tego Ding grający chyba najlepszy (najbardziej dojrzały?) snooker w karierze odpada z Selbym. Z tym ostatnim mam w ogóle jakoś tak dziwnie, że z każdym sezonem lubię go coraz mniej i nie umiem nawet specjalnie powiedzieć dlaczego. Może po prostu wkurza mnie ta jego perfekcja i, nazwijmy rzecz po imieniu, dominacja w światowym snookerze?
Do czego to doszło, żebym musiał w finale kibicować Higginsowi :/