Walka Wrocławia z Gorzowem o prawo do organizacji tej najważniejszej indywidualnej imprezy każdego sezonu była w ostatnich miesiącach nie mniej ekscytująca niż walka polskich żużlowców z Taiem Woffindenem o mistrzostwo świata w tym sezonie. Przy czym największa gra toczyła się za zamkniętymi drzwiami, ale wiemy, że działacze Cash Broker Stali Gorzów, za zgodą władz Gorzowa, w pewnej chwili podnieśli swoją ofertę, na co szybko zareagowali wrocławianie. Zachęcili oni swojego głównego sponsora, firmę Betard do zasponsorowania turnieju Grand Prix w Malilli. Wielu kibiców zostało tym faktem zaskoczonych, ale wrocławianie wiedzieli co robią. By przekonać do siebie władze BSI, wyszli z propozycją wyłożenia pieniędzy na zawody w Szwecji. W Gorzowie w tym momencie zrozumiano, że nie ma sensu dalej podbijać bębenka żądań BSI.
– Nie mogę się z tym pogodzić – mówił nam jeszcze kilka dni temu Władysław Komarnicki, honorowy prezes Stali Gorzów. – Wielka szkoda, bo nigdy nie podpadliśmy BSI. Zawsze był pełny stadion i wspaniała atmosfera. Dla mnie to będzie niezrozumiała rzecz, jeżeli oni nas porzucą, ale jeśli faktycznie tak się stanie, to myślę, że powinniśmy bardzo szybko zadbać o to, żeby ta impreza wróciła do Gorzowa. Grand Prix jest uwielbiane przez kibiców w całej Polsce. Wielka szkoda, bo to jest też ogromna promocja dla samego miasta i klubu – podkreślił gorzowski działacz.
Dlatego działacze Stali chcą dalej uczestniczyć w grze i zapowiadają, że podtrzymują swoją ofertę dla BSI w miejsce Torunia, któremu umowa na organizowanie Grand Prix kończy się w 2020 roku.