To jest własnie retotyka Mariusza, Carlitosa i im podobnych betonów
Bez obrazy, bo pewnie się nie obrazicie, ale przykładacie śmiesznie wręcz dużą wagę do hierarchii i nazwisk.
Gdyby nie robili tak w Toruniu, dziś zamiast dziada Walaska jechałby u nich Fricke, a za drugiego dziada Hancocka - Doyle. Spytajcie kibiców, kogo by woleli. U nas też Jonssona można było zastąpić kimś pokroju Karpova rok wcześniej, ale nie, bo to nazwisko, które zacznie jeździć. Dziś to samo z Hampelem, niech Thorsell siedzi na ławie i patrzy, jak niesamowite doświadczenie jarkowej straszyzny pozwoli mu parę razy dobić do 8-miu punktów u siebie.
Najlepszy przykład 130 km od ZG, gdzie elegancko wprowadzani zawodnicy rozwojowi robią wynik na miarę medalu. Tam przejrzeli na oczy jakiś czas temu i teraz zbierają owoce. Niby każdy by tak chciał i zazdrości Wrocławowi Milika, ale jak przychodzi do decyzji, to sraczka, bo przecież dla zasady trzeba jechać znanym nazwiskiem z byle jaką formą, niż świeżakiem gryzącym trawę.