Czyli upraszczając Miedziak powinien wybić sobie z głowy walkę z Madsenem - grzecznie i pokornie pojechać śladem Madsena i nie próbować go wyprzedzać, bo zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania jazda w pobliżu Duńczyka może wiązać się z ryzykiem? Zauważyłeś, że jeszcze na wyjściu z poprzedniego łuku to Miedziński był pierwszy (tzn. drugi)?
Madsen wykonując nadal manewr wyprzedzania wszedł ostro w krawężnik wiedząc doskonale gdzie jedzie Miedziński. Miedziński pojechał odważnie - dalej swoim torem. Nigdzie się nie wciskał, nie celował w jakąś małą szczelinkę. Po prostu - jechał sobie po dużej. Leon zaczął się gwałtownie wynosić tyle, że był spóźniony - ot cała filozofia.
Wybacz ale dochodzimy trochę do absurdu. Od zarzutu do Miedzińskiego, że próbował się gdzieś wciskać (a nie powinien, bo nie umie) dochodzisz do ogólnej tezy, że w ogóle powinien był uważać na torze bo jego rywalem nie był Kołodziej, a skoro Niekołodziej to powinien był zakładać jak to się skończy i rozsądnie zachowałby się jedynie wówczas gdyby odpuścił sobie jazdę.