Ostatnio z przerażeniem obserwuję słabnące zainteresowanie tematami związanymi z GP (a szkoda, bo sezon dużo lepszy od poprzedniego), dlatego postanowiłem zaszaleć i założyć temat AŻ na dwa dni przed kolejną rundą. W końcu Cardiff to Cardiff.
Jest w tych walijskich rundach coś magicznego. Oczywiście, w głównej mierze to zasługa stadionu, frekwencji i całej otoczki, ale na torze też zazwyczaj sporo się dzieje. Żużel w takim wydaniu ogląda się znacznie przyjemniej, niż z Terenzano czy innego wygwizdowia. Osobiście z każdą dotychczasową rundą mam ciekawe wspomnienia.
2001 - wielka inauguracja, gigantyczny skok jakościowy jeśli chodzi o organizację przedsięwzięcia pod szyldem SGP, oprócz tego fruwający (dosłownie) Loram, debiutujący z przytupem Walasek i Gollob pozbawiający się zwycięstwa wyborem niewłaściwego pola w finale
2002 - chyba najwięcej upadków w historii pojedynczej rundy GP, dominacja Aussies i pierwsze zwycięstwo Sullivana
2003 - dramatycznie słaby występ Golloba (3 punkty po wątpliwym wykluczeniu za spowodowanie upadku R. Pedersena), Tomasz Bajerski rozpoczynający starty dopiero od wyścigu zapoznawczego i Nicki dający pierwszy poważny sygnał do walki o IMŚ
2004 - ostatni występ w GP Chrisa Louisa, pierwsze podium śp. Richardsona, Hancock o milimetry wygrywający finał z Adamsem
2005 - oszałamiające 7 punktów Chrzanowskiego, rozkwit romansu Jasona Crumpa z Markiem Wojaczkiem, atomowe stary jadącego ze świeżo zaleczoną kontuzją Hampela, pokonanego w finale po oszukującym prawa fizyki i zdrowy rozsądek ataku Rickardssona
2006 - Jarek jeszcze bliżej zwycięstwa, walka z Hancockiem w finale i gleba Amerykanina, w powtórce zaledwie trzecie miejsce
2007 - magnum opus Chrisa Harrisa, doskonałe zawody zwieńczone heroicznym pościgiem za Hancockiem w finale, rozstrzygniętym na swoją korzyść na ostatnich metrach (oprócz tego badziewny Gollob i przebudzony na ostatnią chwilę Hampel, którego właśnie rzeczony Harris wykolegował z finału)
2008 - wielki powrót Marka Wojaczka w roli głównego bohatera zawodów; tym razem zamiast dręczyć Crumpa klęknął przed Pedersenem i przy pomocy dwóch absurdalnych wykluczeń rywali załatwił mu wjazd do finału (w którym i tak Duńczyk skończył na plecach, a linię mety przekroczyło jedynie dwóch zawodników).
2009 - Rosyjska torpeda vs Hot Scott, czyli Fight Night przeniesiony na tor żużlowy (i pierwszy raz nawierzchnia, po której dało się jeździć bez wypadania plomb z zębów)
2010 - pierwsze od 2001 roku znakomite Cardiff w wykonaniu Golloba; niestety, po defekcie na prowadzeniu w półfinale marzenia o zwycięstwie w Walii trzeba było odłożyć... na czas nieokreślony. W konsekwencji pierwszy tryumf zaliczył Holder, a Jarek po swoim kolejnym zbyt-niskim-stopniu-podium miał już prawo się zeźlić.
2011 - zeźlony Hampel postanowił zbojktować finał i zakończył turniej z zaledwie 5 punktami na koncie. Prowadzący wówczas w klasyfikacji GP Gollob po świetnym pierwszym biegu zaliczył trzy fatalne, a porażka w ostatnim z AJ-em przekreśliła szanse na półfinał. Dramatycznie słabo chodziło pierwsze pole startowe, co wszakże nie przeszkodziło Nickiemu rozepchnąć się w finale i przyjechać na drugim miejscu. Wygrał, dzięki szarży raczej nie w swoim stylu, Hancock. Trzeci Crispy.
Jakie wnioski wypływają z powyższych wspomnień? Cardiff niesamowicie leży Hancockowi, ładnie odnajdują się tu Nicki i Crump, Holder na dwie swoje rundy w obu wymiatał. Biorąc poprawkę na tegoroczną formę poszczególnych zawodników, zeszłoroczne podium jest bardzo możliwe do powtórzenia.
Dla Tomka to absolutnie ostatni dzwonek, jeśli chce jeszcze liczyć się w walce o medale. Jak zwykle w tym sezonie, jego występ jest wielką niewiadomą, może równie dobrze przywieźć 5 lub 20 punktów. Ważne będzie losowanie, bo pola startowe w Cardiff na początku zawodów zawsze robią różnicę.
Klasyfikacja po 8 rundach
1. Greg Hancock 111
2. Nicki Pedersen 101
3. Jason Crump 97
4. Chris Holder 96
5. Emil Sayfutdinov 84
6. Tomasz Gollob 83
7. Fredrik Lindgren 77
8. Andreas Jonsson 70
9. Antonio Lindback 62
10. Jarosław Hampel 46
11. Chris Harris 46
12. Peter Ljung 44
13. Hans Andersen 43
14. Martin Vaculik 42
15. Kenneth Bjerre 41
16. Bjarne Pedersen 41
Oprócz standardowych zagadnień w stylu "kto wygra", warto zadać sobie kilka pytań pobocznych:
- czy Vaculik ponownie ośmieszy stałych uczestników GP?
- ile punktów tym razem zabraknie Ljungowi do półfinałów?
- czy Scott Nicholls: a) znowu dostanie od kogoś w łeb, b) znowu wjedzie w taśmę w finale, c) znowu zaliczy całkowicie bezbarwny występ, czym wkurzy Taia Woffindena?
- czy któremuś z zawodników łaskawie uda się zdobyć ponad 20 punktów? (Dotychczas na 8 rund dokonał tego jedynie Hancock w Auckland)
- jaką porażająco ciekawą anegdotą uraczy nas tym razem redaktor Olkowicz?
...i inne.
Zapraszam do dyskusji!