Śmierć Lee Richardsona pokazała, jak moralnie zepsuta jest nasza żużlowa ekstraliga. Umarł człowiek, a w Gorzowie w najlepsze bili się o ligowe punkty.
Falubaz miał nadzieję odrobić straty, bo przecież w innym razie kierownictwo drużyny nie zrobiłoby rezerwy taktycznej (dziwi mnie, że ktoś w ogóle miał do tego głowę). Zielonogórzanie opamiętali się dopiero wtedy, gdy prezes Robert Dowhan wydał odpowiedni rozkaz po tym, jak dostał kilka SMS-ów z przesłaniem, że nie wypada kontynuować igrzysk po wrocławskiej tragedii (po raz kolejny wyrażę zdziwienie, że sami wcześniej na to nie wpadli). Być może (ale tego się nigdy nie dowiemy) jakieś znaczenie miało również to, że kolejne wyścigi jeszcze bardziej pogrążyły mistrzów Polski. Szkoda, że wcześniej nikt nie odpowiedział na apel Tomasza Golloba, żeby zakończyć spotkanie i oszczędzić sobie wstydu.
Pozostanę przy wątku SMS-owym. –
„Jak Kurmański się powiesił, to jakoś nie przeszkadzało im (Falubazowi) to, by odjechać spotkanie z Unią Leszno. Chociaż ci drudzy godzili się bezwarunkowo na przełożenie spotkania. To również miało miejsce za prezesury pana senatora. To było crazy” – wiadomość tej treści dostałem w poniedziałek. Pozostawiam to bez komentarza.
(...)Kiedy dotarła informacja z sekcji zwłok i podano przyczynę śmierci Richardsona, to przypomniałem sobie o poduszce powietrznej Jasona Bunyana. Wiele mówiono o tym w trakcie transmisji z nowozelandzkiej Grand Prix. Komentujący zawody śmiali się (to było żałosne) z zawodnika używającego wspomnianej poduszki. Jednak ta, tak sobie myślę, mogłaby uratować życie Richardsona. (...)