Zapadły już ostateczne rozstrzygnięcia ekstraligowego sezonu 2010, więc czas najwyższy na podsumowanie zmagań. Jak spisali się faworyci? Kto zaskoczył pozytywnie, a kto zawiódł nadzieje kibiców? Jaka ekipa okazała się czarnym koniem rozgrywek? Który z liderów spisywał się na miarę oczekiwań, a który jeździł poniżej zakładanych możliwości? Kogo określić możemy transferowym hitem, a kogo niewypałem?
Zapraszam do dyskusji i od razu dzielę się własnymi spostrzeżeniami.


W kontekście całych rozgrywek takie stwierdzenie może wydać się dziwne, bo od początku jechali znakomicie, ale biorę pod uwagę przedsezonowe przewidywania - niespodziewanym triumfatorem, czarnym koniem zakończonej rywalizacji jest dla mnie Unia Leszno. Umówmy się, niewielu stawiało ją w gronie faworytów (łącznie z kibicami leszczyńskimi) i dlatego właśnie w ten sposób podchodzę do nowego DMP. Nigdy nie przypuszczałem, że Baliński po beznadziejnym roku 2009 będzie w stanie tak się odrodzić; nie spodziewałem się tak wysokiej formy po Adamsie i Hampelu, a przede wszystkim zaszokowała mnie genialna postawa Janusza Kołodzieja. Kiedy wydawało się, iż najlepszy okres Koldi ma już za sobą, że jego kariera uległa zdecydowanemu regresowi i jedyne na co go stać, to uzupełnianie pary, Janusz odrodził się jak feniks z popiołów. O ile na arenie międzynarodowej rok 2010 bezsprzecznie należy do Golloba, to na naszym polskim poletku największym bohaterem należy obwołać Kołodzieja. IMP, ZK, DMP, świetny występ w GP. To wszystko czyni Janusza największym hitem transferowym minionej zimy. Trzeba pogratulować osiągnięć zawodnikowi i dobrego nosa prezesowi Dworakowskiemu.

Główni faworyci, za jakich uważałem Apatora, Stal i Falubaz, trochę zawiedli. Uprzedzając argument, że przecież Myszy i Anioły znalazły się na podium DMP, przypominam garść faktów. Zielonogórzanie, obrońcy tytułu, musieli się sporo napocić aby w ogóle awansować do fazy play-off, w półfinale wspomogli się "zielonym stoliczkiem" (jak się okazało - niepotrzebnie, ale instruktor jest zapobiegliwy...;)), a w finale byli zaledwie sparingpartnerem dla nokautującej Unii. Końcowy efekt w postaci srebra teoretycznie powinien przekonać sceptyków do tej drużyny, ale mnie jakoś nie przekonuje. Z kolei torunianie okazali się trzecią siłą ligi w RZ i właściwie zasłużenie przypadł im brązowy medal. Tylko czy przypadkiem aspiracje nie były większe? Odnoszę wrażenie, iż mało kto cieszy się w Toruniu z tego osiągnięcia. Być może częściowo wynika to z pewnego zblazowania (co rok podium), ale chyba bardziej z zawiedzionych oczekiwań na coś więcej. Taki skład personalny połączony z bezpieczeństwem finansowym klubu powinien wywindować Anioły do finału ligi. Tak się jednak nie stało i pewnie dlatego tamtejsi fani nie ekscytują się specjalnie brązowymi krążkami.
Stal Gorzów natomiast kolejny rok podąża zgodnie z jakimś niepojętym fatum. Każdy widział jak mocni byli gorzowianie na papierze i w rzeczywistości, bo obok leszczynian Stal nadawała ton zasadniczej fazie rozgrywek. Wydawało się, że dwaj megasilni liderzy, superjunior i niezła 2. linia doprowadzą Gorzów do finałowych meczy. Tymczasem ponownie Falubaz posłał potężnych rywali na przedwczesne wakacje, co powoli zaczyna zakrawać na groteskę. Dziadzio Herbie i grupa bardzo nierównych zawodników pokonała nowego mistrza świata, trzykrotnego mistrza świata i ich kolegów:O Dla mnie jest to niewytłumaczalne i o ile nie przepadam (delikatnie mówiąc) za prezesem Komarnickim, to autentycznie mi go żal. Robi co może, aby jego klub zdobył po latach przerwy medal, a ląduje w dolnej połowie tabeli:(

Grubo poniżej oczekiwań wypadła Polonia Bydgoszcz i jej spadek tylko częściowo tłumaczyć można absencją Sajfutdinowa. Nie zachwycał Jonsson, kiepsko jeździł Kosciecha, kolejny raz zawiódł oczekiwania Lindbaeck (w którym to już klubie?). Absolutnie nie spodziewałem się walki bydgoszczan o jeden z medali, ale utrzymanie powinni sobie bezproblemowo zapewnić. W tym miejscu warto pochwalić Włókniarza, który miał co prawda w minionym sezonie trochę szczęścia (brak Bjerre w spotkaniu ze Spartą, brak Emila w decydujących meczach z Polonią) lecz i sporo pecha (kontuzja Davidssona). Na papierze Bydgoszcz powinna poradzić sobie z Częstochową nawet bez własnego lidera, a jednak stało się inaczej i najprawdopodobniej ujrzymy CKM w przyszłorocznej Ekstralidze.

Indywidualnie, poza wspomnianym już Kołodziejem, genialny sezon odjechał oczywiście Gollob. Pomijając jego sukces w GP, był bezdyskusyjnie najlepszym jeźdźcem naszej ligi. Szybki i morderczo skuteczny na każdym torze. Nie sposób nie wspomnieć także o drugim z liderów gorzowskiej Stali Nickim Pedersenie, który mimo nierównej i mało efektywnej jazdy w GP zdołał utrzymać wyborną dyspozycję w Ekstralidze. Nie był jak kiedyś (i pewnie już nie będzie) maszyną do robienia punktów, ale i tak stanowił ogromną przeszkodę dla rywali. Kolejnym zawodnikiem, który nie zawiódł oczekiwań, a nawet je przekroczył, był Jarek Hampel. Znakomity w pierwszej części sezonu, nieco słabszy w drugiej, był jednym z filarów swojej drużyny i jednym z najskuteczniejszych riderów Ekstraligi.

Spośród liderów na pewno zawiódł Jason Crump. O ile w GP wciąż plasuje się w czołówce, to już w barwach Sparty nader często prezentował się słabo. Nie wiem, na ile decydowały o tym czynniki zdrowotne, sprzętowe lub jakiekolwiek inne, lecz często przecierałem ze zdumienia oczy, patrząc na nieporadność żywej legendy speedwaya. Najsłabszy sezon Australijczyka w Polsce od niepamiętnych czasów. Na ironię zakrawa fakt, że i tak był najlepszym wrocławskim zawodnikiem. Jak się okazuje, dno Crumpiego to nie takie straszne dno:P Skoro jesteśmy przy WTS-ie, to po stronie zawiedzionych nadziei należy wymienić naszego drugiego lidera Kenia B. Kwestie szarpaniny finansowej pominę milczeniem, gdyż chyba wszystkie słowa na ten temat zostały już wypowiedziane, i skupię się tylko na czysto sportowej stronie jego występów w Sparcie. Otóż Duńczyk jest w mojej opinii jednym z najdziwniejszych żużlowców. Nie chodzi o skrajnie różną punktację w poszczególnych meczach, bo nierównych zawodników, nawet na tak wysokiej półce, jest więcej. Mam na myśli samą jego postawę na torze: raz jest waleczny jak wk***iony tygrys, a innym razem ospały jak leniwiec. W jednym meczu gryzie tor jak glebogryzarka, a w kolejnym wlecze się smętnie na końcu stawki, nie próbując nawet polepszyć swojej pozycji. Nie tego oczekiwałem z jego strony i chyba nikt we Wrocławiu nie jest zadowolony z jego dokonań. Po stronie zawiedzionych nadziei umieszczam na koniec dwóch zawodników tarnowskich - Ułamka i Kasprzaka. Do Sebastiana raczej nie należy mieć dużych pretensji - wszak niejednokrotnie dowiódł, iż zależy mu obecnie bardziej na zarobku niż na spektakularnych sukcesach - ale jego skuteczność powinna jednak być nieco większa. W przypadku KK porażka jeszcze większa, bo zamiast odrodzenia w nowym klubie, trwa marazm. W tej chwili były kadrowicz jeździ na poziomie solidnej drugiej linii i nic więcej, a pieniążki podobno liczy sobie jak żużlowy tuz. Dlatego też leszczynianin z Unii Tarnów jest dla mnie kandydatem nr1 do tytułu transferowego niewypału.