To nie będą długie przemyślenia, bo jest to w zasadzie jedno przewodnie przemyślenie - cieszę się, że pan Tomasz powiedział to, co powiedział. Obym się mylił (i chcę się mylić), ale to być może taki ostatni test Mistrza - motocyklisty. Jego, który całe swoje życie poświęcił bez reszty sportom motorowym, dziś, raz jeszcze, ten sport motorowy wezwał przed oblicze wysokiej komisji. I Mistrz ten test zdał. Z klasą godną swej sławy.
Może to nic wielkiego. Może. Ale w naszym kraju, i w naszym żużlu też, mieliśmy już przykłady na to, że kiedy można chwycić się choćby najcieńszej liny, by odepchnąć odpowiedzialność od siebie, a obarczyć nią "tamtych", to się to robi. Niekiedy wbrew faktom, ustaleniom, ekspertyzom. Gromady sojuszników-wyznawców nigdy nie zabraknie. A im większe nazwisko, tym gromada większa. Pan Tomasz nie musiałby daleko szukać. I nie minęłoby pół dnia, jak żądne "monetyzacji" media zlinczowałyby Bogu ducha winnych...
- Nie wierzę, żeby przy perfekcyjnym jeżdżeniu Tomka i ogromnym doświadczeniu jakie posiada, to się stało z powodu umiejętności. To nie było miejsce, które zagrażało aż takimi konsekwencjami - mówił kilka dni wcześniej Władysław Gollob, ojciec zawodnika, w wypowiedzi dla telewizji nSport+. Dodając tajemniczo, że "nie chce pewnych wątków rozwijać".
Cóż, on wie o synu najwięcej. Najmocniej jest też z nim związany. Jemu będzie najtrudniej pogodzić się z myślą, że było inaczej. Jeśli było. Ale wykluczyć tego nie można, bo nie ma ludzi nieomylnych. Zwłaszcza w sportach motorowych. Zwłaszcza w żużlu, gdzie decydują ułamki sekund i sto drobiazgów. O Wardzie, jako "geniuszu szlaki", napisano pięćset, tysiąc albo pięć tysięcy razy. I kogo wykluczono z tego ostatniego wyścigu? Znacie kogoś nieomylnego w jakiejkolwiek dziedzinie życia?
Gollob też nieomylny nie był. Nie zawsze był "święty", nie zawsze miał rację, nie dla każdego polskiego kibica w aspekcie czysto ludzkim jest postacią pomnikową. To tak dyplomatycznie ujmując. Jeśli ktoś uważa inaczej, to oczywiście może, ale lansowanie tezy o boskości cnót jego wszelakich jest teraz najmniej potrzebne. Golloba niechaj każdy percypuje po swojemu. Wszyscy - życzmy mu jak najlepiej, bo jego żużlowy majestat i wkład w biało-czerwony speedway nie znajdą równych sobie przez najbliższych kilka dekad.