Przegrana Roda przypomina jego sensacyjny wylot w czasie USO 2005, w pierwszej rundzie, też z natchnionym bombardierem, Gillesem Mullerem.
W tym meczu widać było jak na dłoni wszystkie słabości Roddicka i przyczyny, dla których wygrał tylko jeden WS(znaczy nie było tam przyczyny głównej, czyli Federera, ale był tam obecny jakby duchem, o czym za chwilę).
Nieumiejętność kończenia ze środka, krótka wysoka piłka, a ten gra żałosnego lifcika, potem kolejnego, jeszcze jednego, w końcu idzie do sieci, po slajsie który jest wykładką i jest mijany jak dziecko(dobrze wiemy, co to przypominało); i tak przez 5 setów.
Ta maniera latania kilometr za końcową linią, chwilami to Isner ganiał go po korcie, kilka razy ośmieszył dropszotami(!!), returny oczywiście spod płotu, więc John sobie kończył stopwolejami, tempo gry proponowane przez Andy'ego było jak zawsze takie, że rywal miał czas na wszystko. W dodatku Isner prezentował większy kortowy spryt, no chwilami wierzyć się nie chciało, że Rod po raz enty przegrywa w tej samej sytuacji taktycznej.
Niestety Rodowi brakuje szybkiego nadgarstka i nieumiejętność naprawdę mocnego atakowania niskich piłek była widoczna, minięciom brakowało szybkości i precyzji; po slajsie rywala Rod gra koszmarnie słaby liftowany forhend, leci do siatki i jest mijany. Bekhend też niby bardzo poprawiony, ale takiego ostrego strzału jednak brakuje.
No i głowa, marnowanie tych małych szans na przechylenie szali na swoja korzyść.
Szczerze mówiąc byłem zrozpaczony, kiedy kolejny raz proste piłki Andy pakował w siatkę, albo walił w aut; nie było tego dużo, ale za to w ważnych momentach.
Isner zagrał fantastycznie, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony jego tenisem, ale Roddick powinien to wygrać, nawet po przegraniu dwóch pierwszych setów. Szkoda, oby Andy się nie załamał i nie wykonał jakichś nerwowych ruchów w sztabie szkoleniowym, bo w tym wyniku winy Stefankiego nie ma żadnej.
Bardzo jestem ciekaw dalszych losów Isnera w tym turnieju, ten mecz kosztował go masę zdrowia, teraz zagra z Verdasco, który opoką mentalną przecież nie jest, w dodatku ma chyba jakis uraz. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Jamesa na szczęście przespałem, nie wiem co tym razem odwalił i chyba wiedzieć nie chcę.