Andrius Giedraitis to zdecydowanie najlepszy transfer wrocławskiego zespołu tego lata i nie tylko. W przypadku pozostałych nowych graczy na razie najwięcej jest niewiadomych
Po trzech meczach rozegranych przez wrocławski zespół można pokusić się o pierwsze (choć z pewnością nie w pełni obiektywne) oceny. Z koszykarzy, którzy w tym roku po raz pierwszy trafili do Śląska, zdecydowanie najlepsze wrażenie na razie zrobił Andrius Giedraitis. Gra dokładnie tak, jak się wszyscy spodziewali, może mało efektownie, ale niezwykle efektywnie. Już teraz śmiało można stwierdzić, że to najlepszy transfer wrocławskiego klubu w ostatnich kilku latach. Zobaczymy, jak dalej aklimatyzować będą się we Wrocławiu pozostali debiutanci. Poza Aleksandrem Kulem to zawodnicy, o których we Wrocławiu słyszało niewiele osób.
ANDRIUS GIEDRAITIS
- Już dawno powinien był trafić do Śląska - mówił jeszcze przed rozpoczęciem sezonu o Litwinie prezes Grzegorz Schetyna. I choć wszyscy w klubie jak mogą unikają używania słowa "lider", bez wątpienia można stwierdzić, że Litwin taką pozycję w Śląsku powoli zajmuje.
Tyle że w pierwotnej wersji liderem zespołu miał być Josip Sesar. Chorwat jednak ze Śląskiem tylko flirtował, ale kontraktu wcale nie miał zamiaru podpisywać. Na szczęście, bo dzięki temu mamy Giedraitisa, zawodnika bardziej wszechstronnego i o więcej niż połowę tańszego.
Litwin trafia z ponad 50-procentową skutecznością nawet za trzy punkty, dziwnym trafem zawsze jest tam, gdzie ma być (stąd przechwyty i zbiórki w ataku), a pod koszem jest cwaniakiem jakich mało. Gra najwięcej ze wszystkich i choć nominalnie jest rzucającym obrońcą, to spełnia również rolę "fałszywego rozgrywającego" (w ostatnim meczu 10 asyst!). A do tego w trzech spotkaniach nie popełnił ani jednej straty.
Na razie chyba nie można o nim złego słowa powiedzieć, ale tak naprawdę to wszyscy liczą na jego dobrą postawę w Eurolidze. W tych rozgrywkach może, a raczej musi być kluczowym zawodnikiem Śląska.
Statystyki - Minuty: 31,7. Punkty: 14,3. Zbiórki: 3,0. Asysty: 5,0.
DANNY LEWIS
Miał być objawieniem polskiej ligi, ale na razie nie zachwyca. Przede wszystkim nie rozgrywa, a przecież to ma być jego rola w zespole. Notuje więcej strat niż asyst, gdy natomiast w Stargardzie był pierwszym playmakerem, gra Idei Śląska wyglądała źle, a raczej nie wyglądała w ogóle. Paradoksalnie Amerykanin był w tym meczu najlepszym strzelcem Śląska, co może świadczyć o tym, że kreował grę pod siebie, a nie pod zespół. Wcześniej niczym wielkim (może poza efektownym blokiem) nie wyróżnił się także w meczu z Legią i wiele do życzenia pozostawiała jego postawa w defensywie, gdy rywale mijali go już po dwóch kozłach. A może te słabsze występy spowodowane były problemami rodzinnymi, z powodu których Amerykanin opuścił ostatni mecz z Notecią?
Sherf na pewno jednak wiedział, co robi, ściągając do drużyny Lewisa. Amerykanin również w grach przedsezonowych udowodnił, że razem z Raimondsem Miglinieksem powinien stworzyć jeden z najlepszych duetów rozgrywających w Eurolidze. Na razie jednak pozycja Łotysza jest o wiele mocniejsza.
Statystyki - Minuty: 27,5. Punkty: 9,5. Zbiórki: 2,5. Asysty: 1,5. Przechwyty: 2,0. Straty: 3,0.
RANDY HOLCOMB
Wydawało się, że początki mogą być dla niego trudne, ale z każdym meczem - w miarę poznawania europejskiej koszykówki - powinien grać coraz lepiej. Amerykanin niespodziewanie w trzech meczach przeszedł odwrotną drogę. Zaczął znakomicie w meczu z Legią i w kontekście kolejnych spotkań przeciwko słabym rywalom wszyscy się obawiali, czy koszykarz zrozumie, że w Europie zdarzają się także mocne zespoły. Okazało się, że szybko został sprowadzony na ziemię. W Stargardzie zagrał przeciętnie, a z Notecią już nie wyróżnił się praktycznie niczym. Paradoksalnie im więcej spotkań, tym o jego możliwościach wiadomo mniej.
Na pewno nie może grać jako środkowy, a co więcej - wydaje się, że to nawet bardziej "trójka" niż "czwórka". Przeciwko słabym rywalom w polskiej lidze nie miał problemów z walką pod koszami, zobaczymy jednak, czy jego warunki fizyczne wystarczą, aby umiejętnie walczyć z zawodnikami tej klasy, co Darius Songaila czy DeMarco Johnson.
Holcomb udowodnił jednak, że umiejętności ma spore. Dobrze rzuca z dystansu, nieźle gra jeden na jednego, choć nie zawsze mu to wychodzi. Z każdym meczem stara się też przestawiać na bardziej europejską koszykówkę, często pozbawioną indywidualnych zagrań. Na razie wychodzi mu to ze średnim skutkiem, a najlepiej prezentował się wówczas, gdy grał po swojemu. Pora też, aby zaczął się bardziej przykładać do gry w obronie.
Statystyki - Minuty: 23,3. Punkty: 16,0. Zbiórki: 5,3.