Dziękuję za wyczerującą odpowiedź.
pozdrawiam
P.S może jeszcze jakieś wspominki odnośnie CKMu i jego zwodników?szczegolnie lata 80-te kiedy kibice 1 ligi mieli ze wzgldu n abrak fachoej prasy raczej mgliste pojęcie o zawodnikach 2 ligi.
Dziękuję za wyczerującą odpowiedź.
pozdrawiam
P.S może jeszcze jakieś wspominki odnośnie CKMu i jego zwodników?szczegolnie lata 80-te kiedy kibice 1 ligi mieli ze wzgldu n abrak fachoej prasy raczej mgliste pojęcie o zawodnikach 2 ligi.
Ten odcinek miał być o “Hence”, “PiKeju” oraz “Cyber Mike’u”, ale świąteczny nastrój spowodował, że zmieniłem plany. W szczególnym czasie warto bowiem pisać o żużlowcach szczególnych. Nie, żeby ci Szwedzi nic dla mnie nie znaczyli (wręcz przeciwnie), jednak “Toniczka” nikt w moich oczach nie jest w stanie przebić i prawdopodobnie nigdy ktoś taki się nie pojawi. Być może to wyidealizowany obraz z dzieciństwa, ale ja nie mogę już nic na to poradzić.
Czecha nie znałem osobiście, nigdy z nim nie rozmawiałem. Ba, nawet nie posiadam jego autografu w swojej małej kolekcji. Kasper nie był jakąś megagwiazdą speedwaya, ale takim zwyczajnym, lokalnym idolem. I właśnie to mnie w nim urzekło - nie wydawał mi się przybyszem z kosmosu w stylu Nielsena, Hancocka czy Hamilla, ale gościem, który jest swój, i któremu można było kibicować pomimo tego, iż w rozgrywkach międzynarodowych reprezentował naszych południowych sąsiadów. Taki leszczyński Leigh Adams. Zresztą nie bez powodu w chwili obecnej największą sympatią darzę Australijczyka.
“Toniczka” pierwszy raz ujrzałem na torze podczas swoich “dziewiczych” zawodów (17 września 1995), o których pisałem w pierwszym odcinku cyklu. Pamiętam tylko tyle, że gnieźnieński straniero zaprezentował się wtedy wyśmienicie, i że dopytywałem później ojca czy w przyszłym sezonie również będzie reprezentował “Orły”. Tata oczywiście odpowiedział twierdząco, a ja dziś się zastanawiam, skąd miał takie informacje. Może Kasper podpisał wcześniej kontrakt wieloletni? Nieważne - grunt, że awansowaliśmy do najwyższej klasy rozgrywkowej, a rok 1996 miał stać pod znakiem Kaspera.
I tak też się stało - Tony w piątym z rzędu sezonie startów w pierwszej stolicy Polski osiągnął średnią biegopunktową 2,231 i po raz kolejny był liderem swojej ekipy. No, ale mniejsza o to. Wiecie, co w tym wszystkim jest najdziwniejsze? Czech wystąpił w zaledwie czterech spotkaniach na obiekcie przy ulicy Wrzesińskiej, a utkwił w mojej głowie jako bohater - heros na maszynie bez hamulców, wojujący o jak najlepszy los swojego teamu. Skąd taki obraz? Cóż, pierwsza porażka i remis potrafią wpłynąć na psychikę dzieciaka. Ponadto nic nie umacnia człowieka tak jak kilka trudnych chwil zakończonych happy endem (Start ostatecznie utrzymał się w elicie). Niemniej jednak te cztery pojedynki były dla mnie jak wieczność. Podobno dla młodych organizmów czas płynie powoli, więc w październiku czułem się już kasperowym ekspertem.
Przed rozgrywkami anno Domini 1997 zapłakałem po raz pierwszy - żużlowy świat obiegła wiadomość, że “Toniczek” przenosi się do Rzeszowa. Nienawidziłem Stali. Nienawidziłem tych “Żurawi”, które zabrały mi idola. No, może nie zabrały, ale ograniczyły możliwość oglądania go do jednych zawodów w sezonie. Tak więc przez trzy kolejne lata podziwiałem swojego ulubieńca od święta. Cieszyłem się z dobrych występów w lidze, dopingowałem podczas Grand Prix i wciąż miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś wróci do Gniezna. A mecz ze Stalą Rzeszów w bodajże 1999 roku pamiętam do dziś. Czech w ostatnim biegu zapewnił swojej ekipie remis, a na stadionie Startu zamiast gwizdów rozległy się gromkie brawa. Obecnie albo takie coś by nie przeszło, albo już po prostu nie ma takich “rajderów”. Faktem jest, że 11 kwietnia 1999 zapłakałem po raz drugi. Tym razem ze wzruszenia.
Rok 2000 czerwono-czarni rozpoczęli za zapleczu Ekstraligi, a Tony Kasper postanowił wrócić na stare śmieci. Nadal go uwielbiałem, ale nie było mi już dane odwiedzać stadionu przy ulicy Wrzesińskiej - dla ojca liczyła się tylko elita. Zresztą Gniezno do dzisiaj nie może do niej się przebić, a zanim osiągnąłem sprawność do samodzielnego wypadu na mecz, to Kasper zdążył zakończyć żużlową karierę. Jednak to nie tak, że straciłem kontakt ze “szlaką” i ze swoim idolem - śledziłem wyniki i od czasu do czasu oglądałem jakieś zawody w telewizji. To było jak miłość na odległość w czasach bez telefonów.
W końcu przyszedł 31 lipca 2006. Środek wakacji, a ja student pełną parą. Zdążyłem już odkryć speedway na nowo, czeskiego herosa wspominałem raczej rzadko. Coś mnie jednak podkusiło, wszedłem do Internetu i przeczytałem świeżego newsa o śmierci “Toniczka”. Stare czasy odżyły, a ja zapłakałem po raz trzeci i ostatni. To był honor kibicować Ci, Tony!
Ziemowit Ochapski
tekst + foto: www.asy.yoyo.pl
Kasper - wielki żużlowiec. W roku 98 kiedy tak naprawde zaczalem wiedziec o co chodzi w zuzlu myslalem ze Toni w Rzeszowie byl zawsze, takie mialo sie wtedy wrazenie, a on jezdzil u nas dopiero drugi sezon. Takze w GP zawsze mu sie kibicowalo ech fajne czasy i jego pojedynki np. z Nielsenem :)
Poniżej mój tekst zamieszczony kilka lat temu w dzienniku www.Speedway.Info.pl.
Życzę ciekawej lektury:
* * * * *
Żużlowe wspomnienia
Leży przede mną program z zawodów żużlowych, rozegranych 27 sierpnia 1972 roku w Zielonej Górze. Nie jest to najstarszy program w moich zbiorach, nie jest to również program najbogatszy w treść. Nie został wydany z okazji imprezy rangi Mistrzostw Świata czy Mistrzostw Europy. Ale te cztery strony zeszytowego formatu A5 są dla mnie bardzo cenne. To program z pierwszych żużlowych zawodów w moim życiu.
Tego dnia mój Ś.P. Dziadek (kibic zielonogórskiego żużla od samych początków w 1946 roku) zabrał mnie z domu na stadion. Trochę musiał oszukać, by wziąć ze sobą sześcioletniego chłopca (sam dumnie na podwórku powtarzałem, że mam sześć i pół, do czego "zobowiązywało" mnie przeżytych sześć lat i prawie pięć miesięcy) bo powiedział, że idzie pokazać wnukowi egzamin na licencję. Nie wiem, po co taki fortel był potrzebny, przecież moja Mama za panieńskich czasów również często bywała na stadionie przy ul. Wrocławskiej. Nie dowiem się już, dlaczego tak było, ale najważniejszym pozostaje fakt, że zaopatrzony w zapasową bluzkę wyszedłem z moim Dziadkiem przed dom nr 80 przy ul. Jedności Robotniczej.
Właśnie tuż przed wejściem do domu był przystanek autobusów linii 0, 4 i 6, zmierzających dalej ulicami Reja, Bohaterów Westerplatte, Bema, Staszica, Waryńskiego i Podgórną w stronę pętli przy ul. Niecałej (obecnie skwer przed IV Liceum Ogólnokształcącym, dawniej Liceum Lotniczym). My jednak wysiedliśmy przed skrzyżowaniem ulic Waryńskiego i Podgórnej i pieszo udaliśmy się pod górę w stronę Wieży Braniborskiej a następnie ścieżkami w dół po piaszczystej hałdzie, w miejscu której dziś pyszni się osiedle domków jednorodzinnych i kilka blokowisk ulicy Chmielnej. Po przejściu niewielkiego lasku wychodzimy wreszcie na ulicę Wrocławską i szybko stajemy w kolejce do kasy. Bilet dla Dziadka i dwa programy trafiają w nasze ręcę i chwilę potem wkraczamy na teren stadionu. Szybko zajmujemy miejsca w sektorze na szczycie drugiego wirażu dbając, by drzewa nie zasłaniały żadnego fragmentu toru.
Teraz czas wziąć do ręki program i odbyć krótki kurs wypisywania. Biały (obecnie już lekko pożółkły) papier z czerwonym nadrukiem jest cennym dodatkiem dla prawdziwego kibica. Dzięki zawartym w nim informacjom można lepiej śledzić walkę na torze. Mimo bardzo młodego wieku szybko chwytam zasady uzupełniania rubryk w tabeli wyścigów i tabeli punktowej - w końcu za kilka dni rozpoczynam naukę w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Rok wcześniej, niż to wynika z metryki, ale tak zadecydowała pani pedagog, Rodzice, lekarze oraz przedszkolanki.
Wróćmy do programu... Z okładki dowiaduję się, że startują dwa zespoły walczące o Drużynowe Mistrzostwo Polski - gospodarze, czyli Klub Motorowy Zgrzeblarki Zielona Góra i goście, czyli Klub Sportowy Kolejarz Opole. Spiker zawodów, pan M. Rataj podaje składy i trzeba nanieść gościom jedną zmianę, korektę numerów 3 i 4 oraz dopisać zawodnika rezerwowego. Jerzy Szczakiel, Stanisław Tkocz, Stanisław Skowron, Joachim Hyla, Franciszek Stach, Henryk Golec, Konrad Libor (za Huberta Poloka) i Gerard Stach. Gospodarze bez zmian: Zbigniew Marcinkowski, wypożyczony z Rybnika Bronisław Rajnhold, Mieczysław Mendyka, Kazimierz "Karol" Tyliński, Paweł Protasiewicz, Ludwik Jaskulski i wywodzący się z Opola Romuald Łoś. Zanim jednak zawodnicy wyjdą do prezentacji i wyjadą do pierwszego wyścigu - czas na egzamin licencyjny. Zielonogórzanie startują w tym meczu w "siódemkę" właśnie z uwagi na brak zawodników. Na początku sezonu w Opolu kontuzji nabawił się Jan Ratajczyk (on także pierwsze kroki stawiał w Opolu), w trakcie sezonu kilku innych żużlowców musiało przymusowo pauzować. Jednak właśnie 27 sierpnia do egzaminu ma przystąpić aż trzech adeptów, podopiecznych trenera Henryka Ciorgi.
Służby już szykują tor - wzdłuż wirażu, w połowie jego szerokości, rysują na czarnej wówczas, historycznie żużlowej nawierzchni długą, białą, kredową linię. Jak informuje mnie mój Dziadek, zawodnik ma obowiązek przejechać dwa okrążenia przy krawężniku, dwa kolejne po zewnętrznej. Spiker podaje, że limit czasu wynosi 80,2 sekundy, co skrupulatnie zapisuję w programie przy okazji zauważając, że rekord toru 74,7 s. należy od dwóch tygodni do Zb. Marcinkowskiego. Po kilku minutach jako pierwszy wyjeżdża z parkingu Bolesław Proch. W programie notuję, że ma "20 lat i kręconą czuprynę". Pierwsza próba nieudana, tor jazdy przecina wymalowaną na wirażu kreskę. Druga próba już jednak udana i zawodnik kończy cztery okrężenia toru z czasem 79,4 sekundy. Jako drugi swoich sił spróbuje Mirosław Łukaszewicz. Oprócz krótkiej notatki "Czarne włosy", zapisuję także słowa spikera, że to student zielonogórskiej Wyższej Szkoły Inżynierskiej i... od razu mu kibicuję bo szybko kojarzę, że na WSInż. pracuje mój Dziadek. Znów pierwsze podejście nieudane i czarny ślad po tylnym kole przecina regulaminową białą krechę, a szkoda, bo czas 80,2 gwarantował adeptowi "papiery". W powtórce nerwy lub brak sił sprawiają, że z czasem 81,8 s. 21-letni "Łukasz" zostaje "oblany". Trzecim adeptem jest najstarszy z kandydatów, 23-letni Aleksander Grygor ("Malutki, nisko pochylony nad kierownicą"). Wreszcie bezbłędna pierwsza próba i efektem najlepszy czas - 78,6 s. a Zgrzeblarki mają dwóch kolejnych zawodników!
Po zakończeniu licencji czas na grzanie motocykli. Zawodnicy wyjeżdżają z parkingu i zatrzymują się przy krawężniku, co kilka metrów, opierając motocykl na "haku" czyli prawym podnóżku. Maszyna zostaje pochylona, sprzęgło puszczone a silnik wprowadzony na wysokie obroty. Kilka-kilkanaście minut "grzania sprzętu" zakończone kilkoma próbnymi startami. Co odważniejsi pozwalają sobie na szybsze przejażdżki na prostej. Za to kibice mają nie lada frajdę - jest możliwość obejrzenia "rycerzy czarnego toru" na motorach, bez kasków na głowach. Dziadek pokazuje mi "swoich" a dzięki numerom na plastronach potrafię wśród gości odnaleźć i odróżnić Szczakiela od Tkocza czy Skowrona. Wreszcie zawodnicy zjeżdżają z toru i szykują się do prezentacji, po kórej startują w pierwszych wyścigach zawodów, sprawnie prowadzonych przez sędziego z Warszawy - Aleksandra Chmielewskiego.
Po nerwowym, wiosennym pojedynku z Opola (39:37 dla gospodarzy), także w Zielonej Górze obie ekipy nie potrafią utrzymać nerwów na wodzy. Uspokajające upomnienia otrzymują kolejno: Mendyka (w wyścigu drugim), Rajnhold (VI) i Libor (VIII). Po ośmiu biegach mecz jest na styku, choć zielonogórzanie prowadzą sześcioma punktami 27:21. Po dziewiątym wyścigu, co jest ewenementem w lidze, wynik... nie ulega zmianie! Rajnhold, co mu się często zdarza, upada i opuszcza tor. Natomiast Marcinkowski wyprzedzając Skowrona powoduje jego upadek a na kolegę z zespołu wpada rozpędzony Stach. Sędzia wyklucza lidera miejscowych ale obaj poszkodowani opolanie nie są w stanie wyjechać do powtórki i bieg kończy się "piłkarskim" wynikiem 0:0!. Ostatecznie mecz gospodarze wygrywają 42:30 a ja mogę na swoim koncie zapisać pierwsze w życiu żużlowe zawody. Pierwsze z ponad tysiąca...
Wracając do 1972 roku, to zwycięstwo nad opolanami pozwoliło zielonogórskim Zgrzeblarkom na zachowanie szansy uchronienia się przed degradacją. W korespondencyjnym pojedynku wrocławianie, najgroźniejsi rywale, okazali się gorsi doznając minimalnej porażki w Świętochłowicach, dzięki czemu na VII miejscu w tabeli umocnili się zielonogórzanie. Zawodnicy ze Stolicy Dolnego Śląska mieli jednak zaległe spotkanie na własnym torze z bydgoską Polonią oraz mecz ostatniej rundy z częstochowskim Włókniarzem. Zgrzeblarkom pozostał już tylko wyjazd do zespołu ROW-u Rybnik, koronowanego kilka kolejek wcześniej na DMP 1972. Sport rządzi się jednak swoimi prawami i po porażce wrocławian na Stadionie Olimpijskim z Włókniarzem oraz remisie zielonogórzan w Rybniku - to właśnie Sparta, mimo wysokiej wiktorii nad bydgoszczanami, została zdegradowana a Zgrzeblarki rozegrały zwycięski dwumecz barażowy z Wybrzeżem Gdańsk. A rok później był już "Falubaz" i brąz w DMP.
Alter Ego i inni forumowicze wspominaja osobiste momenty zbratania z zuzlem, pierwsze zawody, wydarzenia, ktore na zawsze zostaly zakodowane w pamieci, do ktorych wciaz, mimo uplywu lat, z checia sie wraca.
Chcialbym was, pozytywnie szajbnieci, poprosic o przeniesienie sie w przeszlosc do kilku wydarzen zwiazanych ze startami Macka Jaworka. Chodzi o osobiste wspomnienia i anegdoty zwiazane z:
- wrzesniowym finalem IMP 86
- opolskim finalem juniorow 82
- nastrojem jaki zapanowal po jego wyjezdzie do RFN
- wszelkie inne historie zwiazane z zawodami, w jakich startowal, lidze, waznych meczach Falubazu jak chocby z Rzeszowem, jesienia 85 (para Dudek-Jaworek zapewnila nam w drugiej czesci meczu wygrana i DMP), czy ponowny mecz ze Stala, tym razem na inauguracje 86, gdzie cudem wygralismy 45-44.
Zarowno bohater tych wydarzen jak i autor tych slow beda dozgonnie wdzieczni.
Nie ma sprawy, Bartek. Dla Maćka wszystko :)
Ale nie dziś :( Chyba, że wieczorkiem ;)
Troszke sie bawie w wolnym czasie, spisujac i dokumentujac historie jednego zuzlowca. Choc ta zabawa to troche obowiazek wobec wspolnej przeszlosci. Wyciagam wiec watek z odchlani. A nuz cos sie jeszcze z tego narodzi...
''....Malo kto mogl wsrod kibicowskiej masy przypuszczac, ze oto zbliza sie moment przelomowy w najnowszej historii klubu. Ze za kilkadziesiat minut beda swiatkami triumfu zielonogorzanina, konczacego jednakze epoke sukcesow, zamykajacego okres siedmiu tlustych lat w dziejach sportu zuzlowego w Zielonej Gorze, zapoczatkowana mistrzostwem par Huszczy i Olszaka oraz trzecim miejscem w DMP w sezonie 1979….
Niewielu wiedzialo bowiem o planach swego mlodziezowego idola, ktory podjal juz najciezsza gatunkowo decyzje w zyciu od czasu zapisu do zuzlowej szkolki. Decyzje, do ktorej dorastal juz od kilkunastu miesiecy, ktorej wykonanie juz tygodniami starannie przygotowywal. Starannosc to bowiem slowo klucz w karierze Macieja Jaworka.
XIV bieg tych trudnych zawodow, czwarta kolejka startow. Pod tasme podjezdzaja Jaworek, majacy na koncie komplet 9 punktow, Plech i Huszcza z siedmioma oczkami. To obok Grzegorza Kuzniara, 38-letniego nestora polskich torow, scisla czolowka turnieju. Stawke uzupelnia jako ostatni Boguslaw Nowak, reprezentujacy w tym sezonie tarnowskie Jaskolki. W niezwykle trudnych warunkach torowych, gdzie na sliskiej, nierownej i miejscowo malo przyczepnej nawierzchni ryzykowne sa nawet najprostsze manewry, o wszystkim decyduje start. Kto na czele stawki wyjedzie z pierwszego luku, ma najwieksze szanse na dowoz kompletu punktow do mety. Zawodnicy zamieraja przed tasma. Start! Jadacy pierwszym torem Jaworek najszybciej sklada maszyne, blokujac scinajacego do kraweznika Plecha i wypychajac jednoczesnie na zewnetrzna czesc luku Huszcze. Ten ma jednak wystarczajaca predkosc, by na wyjsciu na prosta objechac aktualnego jeszcze mistrza. Ogromny ryk wiwatujacych kibicow zaglusza prace silnikow: zielonogorzanie na czele. To jednak zawody indywidualne, Huszcza probuje atakow, raz przy krawezniku, to znow po ‘’duzej’’. Jaworek jedzie ostroznie, asekuracyjnie wrecz, wybierajac najbardziej przyczepna, optymalna sciezke, w pierwszym luku uniemal nie lamiac motocykla. Na wejsciu w ostatnie okrazenie Huszcza ponawia probe przejscia kolegi. Probe nieudana, gdyz wynosi go pod bande i musi ratowac druga pozycje przed zblizajacym sie Plechem. Jaworek mija linie mety z trzydziestometrowa przewaga, inkasujac kolejne trzy punkty. Ma ich dwanascie i jest dalej samodzielnym liderem. Do upragnionego sukcesu pozostaje mu jeszcze jeden wyscig.
Zjezdzajacy jako ostatni do parkingu Plech jest wyraznie rozgoryczony i nie zostawia suchej nitki na organizatorach zawodow. – To niepowazne, by na tak istotna impreze przygotowac tak zle tor – zwierza sie red. Kaliszanowi, z poznanskiego oddzialu TVP. – Wystosowalismy protest do sedziego zawodow. Taka nawierzchnia wypacza przebieg rywalizacji, zabija widowiskowosc tego sportu. Plech juz wie, ze niet obroni wywalczonego przed rokiem w Gorzowie tytulu. To jego ostatni, pelny sezon startow. Bogatej kariery niet zamknie nawet brazowym krazkiem.
Jeszcze wieksze problemy przezywaja leszczynianie: Kasprzak i Jankowski. Ten drugi wycofal sie nawet z turnieju po drugim, nieudanym starcie, sygnalizujac kontuzje. Opiekujacy sie najmlodszym uczestnikiem finalu,, gorzowianinem Piotrem Swistem, Jancarz wyklucza niespodzianki w ostatniej kolejce startow: - Maciek jest zdecydowanym faworytem, jest dzis bezkonkurencyjny, nie powinien przegrac swego ostatniego startu, ma slabych przeciwnikow. Grozni ponadto beda jeszcze Huszcza i Kuzniar. Widac, ze na takim torze decyduje przede wszystkim refleks, technika, doswiadczenie i kondycja. Te atuty sa najlepiej reprezentowane dzis przez 25-letniego zielonogorzanina.
Bieg XVIII. Na stadionie cisza niemal absolutna. Pod tasma ustawiaja sie od kraweznika: Miroslaw Berlinski, zastepujacy Jankowskiego, dalej Jaworek, Henryk Bem z rybnickiego ROW-u i lublinianin Marek Kepa. Jaworek wie, ze musi zainkasowac pelne trzy punkty, by byc pewnym swego. Rewelayjny dzis Kuznar ma bowiem zaledwie jedno oczko mniej. Sedzia nie czeka dlugo ze zwolnieniem maszyny startowej. Po trzydziestu metrach Jaworek wchodzi niemal rowno w luk z Bemem, skutecznie walczac o srodkowy pas jazdy. Bem niet jest na tyle szybki, by moc zielonogorzaninowi zagrozic atakiem po zewnetrznej. Kolejnosc zawodnikow ustalona zostaje wiec juz na pierwszy okrazeniu. Tak tez dojezdzaja do mety; Jaworek, Bem, Kepa, Berlinski. Rozpoczyna sie feta i wiwatowanie. Nowy mistrz wykonuje runde honorowa, dziekujac swym fanom pokazem jazdy na jedym kole. I jeszcze jedna... Zielona Gora ma wreszcie swoje piec minut w tym pechowym sezonie. Z parkingu wybiegaja juz koledzy, ktorzy w wjazdowej bramie podrzucaja Macka w gore: jest Andrzej Huszcza, Plech, Stachyra, rezerwowy Kujawski... Podbiegaja mechanicy: Jan Ratajczyk i Ryszard Wojtkowiak. Mistrz przyjmuje gratulacje i z trudem odpowiada na kilka pytan telewizyjnego dziennikarza: - Nie sadze, zeby tor byl szczegolnie wyjatkowy dla mnie. Mysle, ze 80 procent kibicow nie stawialo na mnie. Mialo to i dobre strony, rola faworyta czasami psychicznie blokuje. Sprzet mnie niet zawiodl, byl swietnie przygotowany. Widac progresje wynikow: w ubieglym roku braz, dzis zloto. – Mial na czym jechac, a sam zrobil reszte – skwitowal radosnie swoja role w sukcesie Ratajczyk. – Nie bylo zadnych ustalen taktycznych - odparl na pytanie o strategiczne rozpracowanie zawodow trener Jan Grabowski. – Maciek byl najlepszy, tytul jest w Zielonej Gorze, to najwazniejsze.
MECZ Z APATOREM W TORUNIU WYGRANY PRZEZ KS KOLEJARZ OPOLE WALKA BYŁA DO OSTATNIEGO BIEGU TRENEREM W KS KOLEJARZ BYŁ WTEDY MARIAN SPYCHAŁA JA MECHANIKIEM I RYSIU SZCZERBICKI Z LESZNA ZROBIŁEM WTEDY SILNIK JAWY S.POGORZELSKIEMU I NA JEGO MOTOCYKLU JECHAŁÓ TRZECH ZAWODNIKÓ BIEG PO BIEGU TA JAWA JECHAŁA I WYGRALISMY W T.Z APATOREM
Bardzo fajne wspomnienia... by były gdyby pan mechanik nie zachorował na chorobę uniemożlwiaj±c± pisanie po polsku.
Panie użyj pan czasem jakiej¶ kropki czy przecinka i odblokuj Pan ten CapsLock. Czytac się tego nie da.
Z pierwszych razow...
To byl wiosenny majowy (chyba) dzien a moze to byl pozny kwiecien. Dla mnie w zyciu byly to trzecie albo czwarte zawody zuzlowe ogladane na zywo. Do Rzeszowa zjechala druzyna z Gdanska. Nie wiedzialem jak silna byla, ani czy wygramy, czy nie, ale na zawody poszedlem z ciekawoscia. Pogoda byla wyjatkowo kiepska, w ciagu meczu caly czas padalo, tor byl ciezki.
Juz w pierwszym biegu Stachyra i Slaczka przywiezli na 5-1 Berlinskiego. Z tylu na ostatniej pozycji z dwojka jechal jakis malo doswiadczony junior o dziwacznym nazwisku. Tomasz Gollob. Zastanawialismy sie z kuzynami czy on faktycznie jest Gollob, czy moze Golab. Facet zostal kilometry z tylu. W kolejnych trzech biegach (4, 7, 12) bylo z nim dokladnie to samo. Mecz byl raczej pod dyktando gospodarzy, a jedynym zawodnikiem gosci, ktory stawial opor, byl Stenka - zdobywca 18 punktow. I wreszcie przyszedl ostatni wyscig. Zwyciestwo gospodarzy bylo juz pewne. Jechali Stenka, Stachyra oraz dwoch juniorow Ciepiela i Gollob. Po starcie bylo 3-3 i cieszylismy sie, ze beznadziejny Gollob zrobi olimpiade. Tak sie jednak nie stalo. Na dystansie objechal Ciepiele, wywolujac niezadowolenie u kibicow. No bo jak Ciepiela - znajacy ten tor dosc dobrze - mogl sie dac objechac jakiemus Gollobowi? Niezadowolenie, rozczarowanie, choc gospodarze wygrali mecz 52-38, ale ta porazka Ciepieli z Gollobem pozostawila niedosyt.
Tak wygladal pierwszy wystep Golloba, ktory kiedykolwiek zobaczylem. W zawodach ogladalem rowniez Mierkiewicza, Dzikowskiego, Woznickiego, ktorych potem juz nigdy na torze nie zobaczylem - wszyscy wozili zera, zupelnie sobie nie radzili.
Regards from Sydney
Dexter
1 Speedway ktory pamietam (1 program wypelniony chyba nawet jeszcze go gdzies mam) to Puchar Przyjazni tak to sie chyba nazywalo - 1982 czy 1983 rok w Lesznie ,teamy socjalistycznych panstw.
1 wyjazd Morawski (tak wiem wiem :) ) chyba 1993 ,dostalismy baty chyba 54-36 ,albo 56-34 jakos tak ,nas z Leszna 120 osob pociagiem.
Co do Sparty w Lesznie z 1 strony watku ,w Lesznie bylo Was maksymalnie 5-6 tys juz bez przesady ze 10 tys...Tyle Was nie bylo,inna sprawa ze wtedy bylismy w dolku i na torze i na trybunach byliscie bez dwoch zdan lepsi.
Na 1 meczu barazowym we Wroclawiu zostala zerwana sztama Slask-Unia.
A tu prosze, rok przelomu, 89. Bo to chyba tylko ten sezon mogl byc, Gollob debiutowal w Gdansku w sezonie 1988, ale pierwsze mecze ligowe odjezdzal rok pozniej.Z pierwszych razow...
To byl wiosenny majowy (chyba) dzien a moze to byl pozny kwiecien. Dla mnie w zyciu byly to trzecie albo czwarte zawody zuzlowe ogladane na zywo. Do Rzeszowa zjechala druzyna z Gdanska. Nie wiedzialem jak silna byla, ani czy wygramy, czy nie, ale na zawody poszedlem z ciekawoscia. Pogoda byla wyjatkowo kiepska, w ciagu meczu caly czas padalo, tor byl ciezki.
Juz w pierwszym biegu Stachyra i Slaczka przywiezli na 5-1 Berlinskiego. Z tylu na ostatniej pozycji z dwojka jechal jakis malo doswiadczony junior o dziwacznym nazwisku. Tomasz Gollob. Zastanawialismy sie z kuzynami czy on faktycznie jest Gollob, czy moze Golab. Facet zostal kilometry z tylu. W kolejnych trzech biegach (4, 7, 12) bylo z nim dokladnie to samo. Mecz byl raczej pod dyktando gospodarzy, a jedynym zawodnikiem gosci, ktory stawial opor, byl Stenka - zdobywca 18 punktow. I wreszcie przyszedl ostatni wyscig. Zwyciestwo gospodarzy bylo juz pewne. Jechali Stenka, Stachyra oraz dwoch juniorow Ciepiela i Gollob. Po starcie bylo 3-3 i cieszylismy sie, ze beznadziejny Gollob zrobi olimpiade. Tak sie jednak nie stalo. Na dystansie objechal Ciepiele, wywolujac niezadowolenie u kibicow. No bo jak Ciepiela - znajacy ten tor dosc dobrze - mogl sie dac objechac jakiemus Gollobowi? Niezadowolenie, rozczarowanie, choc gospodarze wygrali mecz 52-38, ale ta porazka Ciepieli z Gollobem pozostawila niedosyt.
Tak wygladal pierwszy wystep Golloba, ktory kiedykolwiek zobaczylem. W zawodach ogladalem rowniez Mierkiewicza, Dzikowskiego, Woznickiego, ktorych potem juz nigdy na torze nie zobaczylem - wszyscy wozili zera, zupelnie sobie nie radzili.
Pozostale wymienione nazwiska, to moze nie tuzy zuzla, ale jednak zawodnicy wyraznie obecni w polskim zuzlu lat osiemdziesiatych. Mierkiewicz to wychowanek Startu, podobnie jak ''wasz'' Podrzycki wowczas. Start miel gdzies w pierwszej polowie tamtej dekady bardzo ciekawa ekipe z Kujawskim, Kaczmarkiem, Podrzyckim, przejsciowo Kepa i Olszakiem.
Dzikowski to jeden z liderow Wybrzeza, uczestnik finalu ms par z 85 roku, facet, ktory w latach 84 - 86, 87 byl jednym z najlepszych Polakow, moze glownie dzieki sprzetowi, a potem tak nagle jakos zniknal. Czy to nie przypadkiem przez feralny final par z 1988, gdzie kontuzji ulegl Bogus Nowak, a wina obarczono Dzika? Spalil sie chyba psychicznie.
A Woznicki to jeden z pewniakow Apatora, zelazna rezerwa. Mial swoj udzial w ich pierwszym tytule dmp.
Slowem, to postacie znane, nie jacys kelnerzy. Chyba, ze na torze w Rzeszowie....
Gollob debiutował w 1988 w Bydgoszczy !!!Sciślej mówiąc debiutował w I lidze w Toruniu 17.07.1988 oczywiście w barwach bydgoskiej Polonii.
Zwracam honor, Semen. Rzeczywiscie, w Gdansku odjechal tylko jeden sezon (sluzba wojskowa, czy inne powody?). Debiut w barwach Polonii. Rok 90 juz znow w Bydgoszczy.
Mimo, iż wątek ten początkowo miał być bardziej na temat wspomnień kibicowskich niż samych żużlowych... Ja zapamiętałem tak moje pierwsze zawody:
Na inaugurację sezonu w Grudziądzu AD 1989 zmierzyły się reprezentacje Polski i Szwecji. Dość zdecydowanie wygrała polska drużyna mająca w swoim składzie popularnego "Dołka" oraz młodego Śwista, którzy byli liderami polskiej drużyny.
W drużynie Szwecji w tym test-meczu startowali m.in. Per Jonsson czy 19-letni wówczas Henka Gustafsson. Najlepszymi zawodnikami "Trzech Koron" byli "Długi Per" oraz niezbyt znany Mikael Ritterwall.
W tym pojedynku bardzo poważnie ucierpiał Roland Dannoe, który z tego co się orientuję złamał kręgosłup.
Ścierkę mnie zabrał, moje narzędzie pracy!
Ciekawy artykuł o E. Jancarzu znalazłem w Gazecie Lubuskiej. BTW, dziś rocznica jego śmierci.
http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbc...EL01/156031005Dziś mija 20 rocznica śmierci "Eddy'ego"
11 stycznia 1992 r. tuż przed północą przestało bić serce Edwarda Jancarza, legendy gorzowskiej Stali i jednego z najwybitniejszych polskich sportowców. Dziś mija 20 rocznica jego tragicznej śmierci. Gdyby żył, miałby prawie 66 lat.
Jeszcze o historii powstania ksiazeczki o nie tylko sportowych losach M. Jaworka:
http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbc...EL01/646636920
Toen was geluk nog heel gewoon: http://myweb.tiscali.co.uk/speedway2/wtc90.htm
Korzystając z dobrodziejstw Amazona zamówiłem sobie książkę "Swindon Speedway - The definitive history of Robins". Pojawiła się tam ciekawa wzmianka o Tadeuszu Teodorowiczu, którego Robins ściągnęli w 1959 roku. Wystąpił on w 15 spotkaniach i wykręcił bardzo dobrą jak na debiutanta średnią CMA 6,58. Dodatkowo pojawiła się informacje, że Swindon jechało w tym samym sezonie u siebie mecz towarzyski z Polską, w którym przegrało 35:55. Czy ktoś zna może detale tego pojedynku?
Ukryta zawartość - po prostu speedway!
04.07.1959 Swindon (Anglia) SWINDON - POLSKA 35 - 55
POLSKA 55
Florian Kapała (Rzeszów) 15
Marian Kaiser (Gdańsk) 14
Marian Phillip (Rybnik) 8
Mieczysław Połukard (Bydgoszcz) 7
Henryk Żyto (Leszno) 6
Konstanty Pociejkowicz (Wrocław) 5
Paweł Mirowski (Łódź) 0
SWINDON 35
Neil Street 16
Ian Williams 10
Tommy Sweetman 3
Reg Luckhurst 3
Johny Board 2
Leo Auliffe 1
Barry Thomas 0
Czy zna ktoś godzinę, na którą zaplanowano rozpoczęcie tego meczu?11.10.1959 Warszawa
Reprezentacja PZM - Poole Pirates 47:29
alexbart
czy możesz się ze mną skontaktować
fan138@wp.pl
Możesz też kupić tu:
http://www.falubaz.sklep.pl/p,ksiazk...worku,317.html
Ostatnio edytowane przez AlterEgo ; 05-11-2012 o 12:38
Jerzy Kowalczyk ur. 1954
Daniel Chmielewski ur. 1954
Zygmunt Nocuń ur. 1955
Włodzimierz Tomaszewski ur. 1956
Mirosław Błaszak ur. 1956
Ireneusz Stalski ur. 1956
Krzysztof Miturski ur. 1958
Leszek Cyganek ur. 1958
Kazimierz Bieniek ur. 1958
Tomasz Jurczyński ur. 1958
Józef Kafel ur. 1959
Dariusz Bieda ur. 1959
Krzysztof Żelazko ur. 1960
Jarosław Puczyński ur. 1961
Sławomir Czyż ur. 1961
Michał Miturski ur. 1962
Marek Łyko ur. 1963
Adam Motłoch ur. 1964
Dariusz Rachwalik ur. 1965
Sławomir Urbaniec ur. 1965
Jacek Lubas ur. 1965
Dariusz Gliński ur. 1965
Sławomir Drabik ur. 1966
Tomasz Purgal ur. 1966
Robert Przygódzki ur. 1967
Andrzej Puczyński ur. 1967
Paweł Szymański ur. 1967
Jacek Nowak ur. 1967
Bogusław Nocuń ur. 1968
Jarosłąw Olszewski ur. 1968
Zbigniew Kasprzyk ur. 1969
Jarosłąw Jurczyński ur. 1969
Dariusz Głębocki ur. 1970
Dariusz Huras ur. 1973
Alter, skąd te dane? Bo mnie ciekawi akurat historia mojego klubu... i chętnie przyswoję kolejne dane
Ale mnie chodzi o to, że tak ładnie uporządkowane
A wracając do tematu, to Boguś, to brat Zygi. Zmarło mu się niestety już.
Witam kolegow
pytanko czy ktos posiada wyniki Mistrzostw Slaska z Rudy Slaskiej, prawdopodobnie z 89r, o ile mnie pamiec nie myli wygral je Slawek Drabik.
Rozmyslalem sobie ostatnio jak chodzilem za lebka na zuzel, jezdzilismy z ojcem na rozne zawody rogrywane na pobliskich torach i przypominalem sobie o tym turnieju a byly to calkiem ciekawe zawody.
Z udzilem zawodnikow klubow z Czestochowy, Opola, Swietochlowic i Rybnika. tor wtedy juz niezbyt uzywany sprawial troche problemow. Probowalem zanlesc jakies informacje na temat tych zawodow ale bez skutku.
Nieposiadam juz zbioru programow, w tym i programu z tych zawodow, na stonie rlacha brakuje wynikow mistrzostw slaska z 89 roku (moze 92?).
Wydaje mi sie ze na okladce programu widniala data z pazdziernika (i to dosc poznego) choc w pamieci tych zawodow, moj jedyny raz na Slavii, jest bardziej lato moze wrzesien.
Dzieki!
Proszę oto skan
1989.10.22-IMŚlą 2.jpg