Dla wielu zawodników tegoroczny sezon już się zakończył. Nie inaczej jest w przypadku Artura Pietrzyka, który startem w X Memoriale Rifa Saitgariejewa, zakończył swoje występy. Po niedzielnych zawodach rozegranych na torze w Ostrowie popularny „Miodzio” zechciał udzielić naszemu portalowi wywiadu na temat minionego sezonu. Zapraszamy do lektury!

Jak ocenisz swój występ w X Memoriale Rifa Saitgariejewa?
- Na pewno nie był to udany występ i widać to po wyniku. Były to ostatnie zawody, więc nie szykowałem się na nie szczególnie sprzętowo. Sprzęt jest już wyjechany. Nie był przeglądany przynajmniej od siedmiu meczów. Wiadomo, że jest to końcówka sezonu i nie opłaca się inwestować, aby w ostatnich zawodach coś wskórać. Występ, jak występ. Ważne, że się pojeździło i pościgało.

Czy tor przygotowany na te zawody sprzyjał walce na dystansie?
- Na pewno było widać kontakt. Nie był to tylko start i jazda gęsiego. Były mijanki i emocjonujące wyścigi. Zawody mogły się podobać.

Do dzisiejszych zawodów podszedłeś na zupełnym luzie?

- Na pewno chciałem powalczyć, ale jak już mówiłem sprzęt jest już zmęczony. Po prostu to nie było to, czego bym sobie życzył w dzisiejszych zawodach. Nastąpił koniec sezonu i zmęczenie materiału. W moim przypadku ten rok jazdy jest już na pewno skończony. Nie opłaca się już szarpać. Trzeba myśleć już o przyszłym sezonie i przygotowywać się do niego.

A jaki był ten sezon w wykonaniu Artura Pietrzyka?
- Myślę, że był to dobry sezon. Nie ma sensu narzekać, ponieważ uzyskałem trzecią średnią, co prawda tylko w drugiej lidze, ale wynik jakiś udało się jednak osiągnąć. Teraz trzeba szykować się psychicznie i sprzętowo na pierwszą ligę. Decyzja jazdy w Gdańsku była bardzo dobrym ruchem i myślę, że działacze też byli zadowoleni ze mnie. Celem był awans i ten awans jest. Także wszystko potoczyło się pomyślnie.

Chciałbyś nadal jeździć w barwach zespołu z Gdańska?
- Myślę, że tamtejsze władze widzą mnie w składzie. Na pewno chciałbym.

W tym roku Twoja przynależność klubowa była dość długo zagadką. Kontakt z gdańską drużyną podpisałeś stosunkowo późno. Z czego to wynikło?
- W ten sposób wszyscy podpisali. Wiadomo, że jest to sport, do którego nie można dokładać. Trzeba mieć z tego jakieś korzyści finansowe. To już nie ten wiek, żeby się jeździło dla idei. Brak korzyści mija się z celem, a wiadomo, że jest to kosztowne, sponsorów nie ma. Jeśli chce się jeździć „tak sobie”, to można to robić w lidze amatorskiej.

Jak wyglądał poziom jazdy na drugim froncie w tym sezonie?
- Wiadomo, że drugi front jest ostatnią ligą, ale trzeba było przygotować się w normalny sposób. Nie można sobie niczego lekceważyć z powodu faktu, że jest to druga liga. Zawodnicy przeszli z ekstraligowych klubów do drugiej ligi i nie była to taka sama liga, jak przed laty, kiedy „jedną ręką” robiło się po 15 punktów.

Przed jazdą w Gdańsku, startowałeś przez dwa sezony w Ostrowie. Jak z perspektywy czasu oceniasz te lata?
- Na pewno były dobre. Mile wspominam Ostrów i klub, który był profesjonalny.

Śledzisz poczynania ostrowskiej drużyny?
- Tak, śledzę. W tym roku nie udało się awansować. Jeszcze Ostrów musi próbować przez kolejny rok. Trzeba mieć trochę szczęścia. Skład, który udało się zmontować był dobry, ale zabrakło szczęścia, które trzeba mieć w tym sporcie. Kontuzja Jędrzejaka wyeliminowała ostrowian z walki o awans.

Co zamierzasz robić po zakończeniu sezonu? Jakie są Twoje plany?
- Myślę, że skupię się na przygotowaniach sprzętu. Trzeba także przygotować się w dobry sposób pod względem kondycyjnym. Sezon na pewno nie będzie łatwy, ponieważ pierwsza liga jest wyrównana i sprzętowo będzie trzeba się odpowiednio przygotować. Na pewno będzie też odpoczynek. Narty, góry...

Jakie jest Twoje zdanie na temat dopuszczenia do startów w drugiej lidze drużyn zza granicy?
- Myślę, że jest to nieporozumienie. To jest polska liga i powinni w niej jeździć Polacy. Jest to też na pewno kosztowne. Wyjazdy są długie, a o żadnych oszczędnościach nie ma tutaj mowy. Wręcz przeciwnie, trzeba wydawać, a wydatki są coraz większe. Trzeba pamiętać, że to jest druga liga i niektóre kluby mają kłopoty z zebraniem funduszy na to wszystko.

Otwarto także rynek dla obcokrajowców. Czy myślisz, że to posunięcie miało wpływ na fakt, że tacy zawodnicy, jak Ty, nie mogąc znaleźć angażu w pierwszej lidze, musieli szukać startów na drugim froncie?
- Rynek został otwarty, to fakt, ale obcokrajowcy, którzy nie jeździli w polskiej lidze, nie wiedzieli, co to jest polska liga. Także oni mieli tutaj sporo problemów. Ci, którzy tutaj jeździli są czołówką i wiadomo, że dyktują warunki. Jednak zawodnicy będący poza czołówką mają sporo problemów, aby się tutaj zaaklimatyzować. Może nastąpiło takie zachłyśnięcie tymi jeźdźcami zagranicznymi. Niby miało być tanio, miały być oszczędności, a myślę, że to się nie sprawdziło w wielu klubach. Niektórzy może nie tyle, że żałują, ale wielu z żużlowców, którzy nie startowali w polskiej lidze, się nie sprawdziło.

Teraz moment dla Ciebie. Możesz powiedzieć coś kibicom z Gdańska na zakończenie tego sezonu...
- Dziękuję im za doping. Dopingowali nas na wyjazdach, a także licznie w Gdańsku. Myślę, że jest to jedyna publiczność w Polsce, która nawet przy drugiej lidze, przychodzi na stadion. Na ostatnim meczu stadion był pełen, pękał w szwach. Byłem tym bardzo mile zaskoczony. Dziękuję im za doping.
sf.pl