Dlatego właśnie przypadek Walaska jest tak niecodzienny i bezprecedensowy - z innych krajów kojarzy mi się on jedynie nieco z Carlem Stonehewerem , który nawet gdy dostał się do GP nie chciał jeździć w angielskiej Elite League , bo wolał dalej Premier League.
I to jest właśnie w tym wszystkim najciekawsze - co wpłynęło na podjęcie tak zaskakującej decyzji przez Grzesia. Ktoś powie - jak to co? Tylko i wyłącznie łatwe i duże pieniądze. A mnie się przewrotnie wydaje , że nie tylko. Może trochę to zabawne , ale zawsze uważałem że Walas ma w sobie pewną nutę romantyka i myślę , że na tej nutce umiejętnie zagrał Dowhan. W Zielonej Górze Walas ma bowiem być kimś w rodzaju Mesjasza - po odejściu Protasiewicza , śmierci Kurmańskiego i paru innych przypadkach losowych , a także po zniesmaczeniu postawą najemników zza miedzy ZKŻ potrzebuje bowiem herosa - koniecznie własnego chowu. Ma to być ktoś , kto mentalnie i punktowo stanie na czele drużyny , kogo uwielbiać będą trybuny , kto samą swoją obecnością w parkingu sprawi , że koledzy z drużyny (a w szczególności młodzieżowcy) będą przywozić dwójki z bonusami , a przynajmniej jedynki , rywalom będą drżeć kolana , a łańcuszki sprzęgłowe nie odważą się pęknąć (no chyba , że przeciwnikom).
Nie czarujmy się - takie właśnie są oczekiwania kibiców. W Zielonej Górze potrzebny jest IDOL i tą właśnie rolę Grzegorz Walasek będzie musiał wypełnić przez najbliższe 2 lata. A jak się z niej wywiąże? Wydaje mi się , że nie jest to łatwe być równocześnie trochę pomnikiem i trochę człowiekiem z krwi i kości. Niewątpliwie Grzesiu bierze na swoje barki trudny krzyż.