Kolejny protest Atlasu dotyczący weryfikacji wyniku meczu z Apatorem Toruń został odrzucony. A wszystko przez to, że według działaczy PZM-otu prezes Atlasu Andrzej Rusko nie doliczył się w składzie komisji pewnego działacza z Warszawy...
W minionym tygodniu czwartek plenum Głównej Komisji Sportu Żużlowego (przedstawiciele wszystkich klubów i członkowie prezydium) zajmowało się odwołaniami Atlasu Wrocław, w tym tak zwaną sprawa Piotra Protasiewicza. Wrocławianie cały czas uważają, powołując się na materiały zdjęciowe i filmowe, że żużlowiec Apatora podczas meczu z Atlasem w czternastym biegu wjechał dwoma kołami na murawę. Przepisy tego zabraniają. Sędzia tamtego meczu Leszek Demski nie wykluczył jednak Protasiewicza, a cały mecz Apator wygrał minimalnie 46:44. Szefowie WTS-u odwołali się w tej sprawie do plenum GKSŻ, domagając się odebrania tych dwóch punktów zawodnikowi Apatora i zweryfikowania wyniku meczu na remis. Głosowanie zakończyło się po myśli prezesa Atlasu, bo większość żużlowych działaczy opowiedziała się za przyjęciem protestu. Tymczasem przewodniczący GKSŻ Marek Karwan, pełniący jednocześnie funkcję... prezesa Apatora, zdecydował się jednak je unieważnić. Stwierdził bowiem, że uchwała nie może wejść w życie, bo na sali nie było wymaganego kworum. Z kolei Rusko, powołując się na Regulamin GKSŻ (konkretnie paragraf 11, punkt 5), twierdzi, że uchwały GKSŻ zapadają zwykłą większością głosów i ważne są, gdy głosuje co najmniej połowa składu komisji. W tej sprawie wystał właśnie pismo do Biura Sportu Polskiego Związku Motorowego. Prezes Atlasu uzasadnia w tym dokumencie, że na sali było 13 członków, czyli dokładnie połowa z 26-osobowego składu komisji, więc według niego należy uznać ważność głosowania i wprowadzić jej w życie.
Z tą argumentacją nie zgodzili się jednak działacze PZM-otu, którzy odrzucili protest Atlasu. - Pan prezes Rusko pomylił się, bo Komisja nie liczy 26, a 27 członków. I skoro na sali podczas głosowania było ich tylko 13, czyli mniej niż połowa, to wynik głosowania był nieważny - tłumaczy wiceprezes PZM-otu Andrzej Grodzki.
Prezes Rusko jest jednak zdziwiony tym uzasadnieniem. - Gdy podpisywaliśmy listę obecności na plenum, wyraźnie było zaznaczone, że Komisja liczy 26 członków. Tak informował zresztą wszystkich zebranych przewodniczący pan Karwan. Tymczasem nagle dowiaduję się, że w skład wchodzi 27 osób. Trochę to dziwne i niepoważne - mówi Rusko.
- Musiała nastąpić jakaś pomyłka na zebraniu plenum - tłumaczy Andrzej Grodzki.
Tym brakującym, a dla tej sprawy kluczowym członkiem, okazał się Zbigniew Jaźwiński. Widnieje on na liście przedstawicieli Głównej Komisji Sportu Żużlowego, ale zabrakło go na liście obecności podczas głosowania w sprawie Protasiewicza. - Z tego, co mi wiadomo, pan Jaźwiński już od dawna nie uczestniczy w posiedzeniach Komisji, a poza tym Prezydium GKSŻ-etu wnioskował o jego usunięcie ze składu. Wszyscy o nim zapomnieli. Tymczasem nagle okazało się, że jest potrzebny. Wyskoczył niczym diabeł z pudełka - obrazowo tłumaczy Rusko.
Co ciekawe, Zbigniew Jaźwiński reprezentuje w GKSŻ-ecie klub WKM Warszawa, który... nie startuje w żadnych rozgrywkach ligowych. Wedle przepisów ma jednak takie same prawo głosu jak prezesi drużyn żużlowych ekstraligi! Na podobnych zasadach w komisji zasiada także Kazimierz Rudzki, prezes wycofanego z II ligi zespołu z Krakowa.
- To, że dany klub nie startuje w rozgrywkach ligowych, nie znaczy, że nie istnieje. Wciąż bowiem jest członkiem Polskiego Związku Motorowego - tłumaczy Grodzki.
Decyzja Biura Sportu PZM-otu o odrzuceniu protestu Atlasu nie jest ostateczna. Wrocławscy działacze mają 14 dni na odwołanie się od wyroku do Trybunału Polskiego Związku Motorowego. - Nie wiemy jeszcze, co zrobimy w tej sprawie. Za kilka dni zbierze się zarząd klubu i postanowimy, co dalej - mówi Rusko.
Nawet gdy cała sprawa skończy się po myśli działaczy Atlasu, sama weryfikacja meczu niewiele tu zmieni. Atlas zyska tylko punkt więcej w lidze, straci Apator, który i tak nie ma już raczej szans na żaden z medali i zapewne zajmie czwarte miejsce. - Tu nie chodzi tylko o ten konkretny wynik. Chcę, żeby był porządek i aby respektowane było prawo - kończy Rusko.
Dla Gazety
Zbigniew Jaźwiński
przedstawiciel WKM Warszawy, 27. członek plenum GKSŻ-etu
Formalnie jestem członkiem GKSŻ-etu, choć od wielu miesięcy nie dostaję korespondencji z prac komisji ani nikt mnie nie zaprasza nie posiedzenia. Dlatego też nie było mnie na posiedzeniu plenum, gdy głosowano w tzw. sprawie Protasiewicza. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, że tak mnie się marginalizuje. Wiem o tym, że klub z Warszawy zaprzestał działalność, ale robimy wszystko, aby już od przyszłego sezonu go reaktywować. Dlatego chciałbym uczestniczyć i być na bieżąco z tym, co się dzieje w GKSŻ-ecie.
Wiem jednak, że jestem niewygodnym działaczem dla pana przewodniczącego Marka Karwana, który wnioskował o usunięcie mnie z komisji. Wszystko dlatego, że w niektórych sprawach popierałem pomysły jego przeciwnika Andrzeja Ruski. Doceniam to, co prezes Atlasu zrobił dla polskiego żużla, i podoba mi się jego logiczne myślenie na temat przyszłości tego sportu. To oczywiście nie znaczy, że nie mam swojego zdania, bo w niektórych kwestiach różnimy się poglądami z panem Ruską.
Wyciąg z Regulaminu GKSŻ dotyczący składu Komisji
Paragraf 7, pkt 2
W skład komisji wchodzą przedstawiciele wszystkich klubów żużlowych Ekstraligi, I i II ligi, Przewodniczący Kolegium Sędziów Sportu Żużlowego, przedstawiciel klubów miniżużla, a także inne osoby.