Tadeusz Iwanicki: Jesteś zaskoczony decyzją trenera i działaczy?
Radosław Panas: Trochę tak. Rozmawialiśmy wcześniej i wyglądało na to, że będzie dla mnie miejsce w drużynie. Pod koniec sezonu miałem dobre mecze na libero, czułem, że będę mógł jeszcze pograć. Trener podjął inną decyzję, a zarząd się jej podporządkował.
Co w tej sytuacji?
- Nie myślałem z zmianie klubu, jeżeli coś planowałem, to tylko wakacje. Ale miałem już dwa telefony, jeden z klubu I ligi B, drugi z A i jeżeli w ogóle zdecyduję się grać, to znajdę sobie zatrudnienie. Czuję się na siłach i myślę, że mógłbym jeszcze trochę poodbijać. Mam problemy z kręgosłupem, ale gra na pozycji libero nie wiąże się z aż tak dużym wysiłkiem.
Może się zdarzyć tak, że zakończysz karierę?
- Prawdę mówiąc, to liczyłem, że skończę z graniem w Częstochowie. Minęło piętnaście lat, jak tutaj trafiłem, w AZS grałem trzynaście sezonów. Jeszcze nie wiem, ale może być tak, że miniony sezon będzie dla mnie ostatnim i pożegnam się z kibicami dobrą grą i brązowym medalem. Usiądę na trybunach i będę kibicował chłopakom, bo co mi pozostanie. Jeżeli gdzieś odejdę, to z ciężkim sercem, bo zżyłem się z tym środowiskiem.
Czuję, że masz trochę pretensji o to, że musisz sobie szukać innego klubu?
- Do działaczy nie, bardziej do trenera. I nie o to, że znalazł innego zawodnika na moje miejsce. Powinien mnie poinformować o swojej decyzji, tym bardziej że widzieliśmy się na treningu. A ja dowiedziałem się o wszystkim od trenera innego zespołu, który od Edwarda Skorka usłyszał, że jestem do wzięcia.