Za www.gazetalubuska.pl

Szkoda mi kibiców



Rozmowa z BILLYM HAMILLEM, żużlowcem ZKŻ quick-mix Zielona Góra



- Po meczu w Lesznie nie chciałeś rozmawiać. Dlaczego teraz zmieniłeś zdanie?

- Wtedy czułem się pokrzywdzony przez to, co napisały o mnie gazety w Zielonej Górze. Znajomi przetłumaczyli mi wszystkie doniesienia, jakie pojawiły się na mój temat w prasie, więc znam treść tych artykułów. Musiał upłynąć pewien czas, zanim zdecydowałem, że nawiążę do zawartych w nich oskarżeń pod moim adresem. Z drugiej strony: uważam, że z żużlem w Zielonej Górze dzieje się coś niedobrego i chciałbym przedstawić Czytelnikom oraz kibicom moje opinie również na ten temat.

- O czym powinni zatem wiedzieć sympatycy ZKŻ quickmix?

- Przez trzy lata broniłem barw tego klubu. W mojej opinii, byłem wobec niego lojalny. Przez ten czas nie miałem najmniejszych problemów. Zawsze starałem dać z siebie wszystko, co potrafię. Natomiast w tym roku okazało się, że osoba, która zarządza zielonogórskim klubem, nie okazuje mi żadnego szacunku.

- Możesz podać jej nazwisko?
- Chodzi o prezesa, pana Roberta Smolenia.

- W jaki sposób skrzywdzono cię w klubie i dlaczego czujesz się urażony?

- Od początku pojawiały się jakieś problemy. Traktowano mnie tutaj bardzo przedmiotowo. Miałem przyjechać, zrobić swoje i nie mądrzyć się. Czarę goryczy przelała sytuacja, do jakiej doszło po meczu w Bydgoszczy. Sprawa przyjazdu na te zawody była dla mnie bardzo skomplikowana i trudna, ale zostałem o to poproszony, więc zrobiłem wszystko, by na spotkanie dotrzeć. A że w prasie pisało się o mnie dużo złego i klub nie okazywał mi szacunku, zaproponowałem, że podejmę się tego wysiłku i po mistrzostwach Stanów Zjednoczonych postaram się zdążyć na pojedynek w Bydgoszczy, jeśli dostanę za występ pewną gwarantowaną kwotę. Klub przystał na taką umowę, ale pieniędzy nie otrzymałem. I to mnie bardzo zdegustowało.

- Od kiedy wiedziałeś, że nie będziesz mógł wystartować w Lesznie? Według "Tygodnika Żużlowego”, jeszcze przed sezonem podpisałeś umowę z właścicielem toru w Costa Mesa, że wystąpisz tam w terminie, który koliduje z datą rozegrania wyjazdowego meczu z Unią.

- Potwierdzam, że zawody w Costa Mesa miałem zaplanowane przed rozpoczęciem sezonu, lecz wówczas nie wiedziałem, jaka będzie sytuacja z drugim obcokrajowcem drużyny. W zeszłym roku zakontraktowano mnie oraz Nicky'ego Pedersena i najczęściej raz jeździł on, a raz ja, choć były też spotkania, w których startowaliśmy obaj. Nie przypuszczałem, że sytuacja potoczy się tak, że pojedynek w Lesznie będzie tak ważny dla Zielonej Góry. Nie zamierzałem skrzywdzić klubu. Termin zawodów w Stanach dobierałem tak, by jak najmniej ucierpiały ligi polska, szwedzka i angielska. Może było to złe planowanie, może niefart, ale tak się złożyło, że akurat wtedy musiałem wystąpić w USA. Ponadto wybrałem taki termin turnieju w Costa Mesa, żeby nie opuszczać meczów pierwszej fazy rozgrywek, kiedy ustawienie ligowej tabeli jest dość ważne.

- Dlaczego nawet nie próbowałeś zdążyć na spotkanie w Lesznie?

- Przez kilka lat występów w Zielonej Górze nigdy nie miałem problemów z prezesem czy zarządem klubu. Współpracowało nam się dobrze. To, że nie próbowałem dotrzeć do Leszna, również spowodowane zostało sytuacją, jaka w tym roku zapanowała w klubie po objęciu funkcji prezesa przez pana Roberta Smolenia. Jak się cofniemy w czasie, zobaczymy, że dwa lata temu był podobny problem przed konfrontacją z Piłą, na którą udało mi się wrócić ze Stanów. Przy innych układach pewne rzeczy można więc zrobić.

- Ile jest prawdy w tym, że do konfliktu pomiędzy tobą a prezesem doszło przed pojedynkiem z Piłą? Choć miałeś w nim wystąpić, w ostatniej chwili zostałeś poinformowany, że jednak nie pojedziesz.

- Ta sytuacja nie miała na to żadnego wpływu.

- Zawaliłeś trzy z czterech ostatnich meczów z Unią Leszno. Czy to przypadek?

- To bardzo głupie i niepoważne pytanie. Pozostawiam je bez komentarza. Jestem zawodowcem i jeżdżę dlatego, że chcę wygrywać. To mój cel. Nigdy nie startowałem dla żadnych łapówek.

- Nie zrobiłbyś lepiej, gdybyś - mimo wszystko - wystąpił w Lesznie i po meczu opowiedział całą prawdę o sytuacji w zielonogórskim żużlu? Byłbyś zwycięzcą, a tak zostałeś ofiarą.

- Pewne fakty, o których nie miałem pojęcia, dotarły do mnie zbyt późno. Teraz, gdy emocje już opadły, stwierdziłem, że nadszedł czas, by zdecydować się na szczerą wypowiedź dla prasy.

- Dlaczego spóźniłeś się na spotkanie w Bydgoszczy? Dla porównania, twój przyjaciel Greg Hancock brał udział w tej samej imprezie w Stanach, ale zdążył na zawody we Wrocławiu.

- Gregowi zarezerwowano bilety na inne loty. Ja miałem wykupiony bilet przez klub zielonogórski, on - jak się domyślam - przez wrocławski.

- Jak skomentujesz decyzję klubu o zawieszeniu cię do końca sezonu? W wypowiedzi dla "Przeglądu Sportowego” prezes Robert Smoleń wymienił jej cztery przyczyny: absencje na pojedynkach z Częstochową i Lesznem, spóźnienie do Bydgoszczy oraz żądanie pieniędzy, które - zgodnie z kontraktem - nie należały ci się.

- Jak każdemu żużlowcowi, na torze mogą mi się przydarzyć upadki i kontuzje. Tak też się stało kilka dni przed planowanym meczem w Zielonej Górze z Częstochową. Jeśli ktoś nie potrafi tego zrozumieć, to przykro. Pozostałe zarzuty zostały wymyślone przez pana Roberta Smolenia, który jest wytrawnym politykiem i zrobił to, aby poczuć się lepiej, a mnie dotkliwie skrzywdzić. Podkreślam jeszcze raz, że nie może być dobrze tam, gdzie ludzie najpierw nazywają siebie partnerami, a potem jeden z nich nie okazuje drugiemu szacunku.

- Czy jeśli ktoś zaproponowałby ci przedłużenie kontraktu z ZKŻ quick-mix, zgodziłbyś się?

- Z chęcią wrócę do Zielonej Góry, ale pod jednym warunkiem: jeżeli nie będzie tu obecnego prezesa Roberta Smolenia. On oczyścił siebie kosztem mnie. Teraz uważa, że swój problem rozwiązał, lecz ja jestem innego zdania.

- Co chciałbyś powiedzieć kibicom?

- Jest mi bardzo przykro, że ci, który we mnie wierzyli i dalej wierzą, nie będą mogli zobaczyć mnie w kolejnych zawodach. Ale na pewno wiedzą, że dla nich zawsze dawałem z siebie 110 procent możliwości. Ogromną przyjemność sprawiało mi występowanie przed zielonogórską publicznością. Chciałbym jeszcze dodać, że na tym konflikcie najbardziej nie ucierpiał ani pan Robert Smoleń, ani ja, tylko prawdziwi kibice tego klubu. To, niestety, wymknęło się spod kontroli i jest w tym wszystkim najgorsze.

- Dziękujemy.