List wysłany do Gazety Lubuskiej w dniu 5 sierpnia , który ukazał sie w w/w gazecie w niepełnej wersji w dniu 7 sierpnia .



Po przeczytaniu artykułu pt. "Cielę na kraterze" autorstwa Krzysztofa Hołyńskiego w magazynowym wydaniu GL 179/2003 z dnia 2-3.08,2003 chciałbym ustosunkować się do kilku tez zawartych w publikowanym materiale oraz wskazać na motywacje autora.
Red. Hołyński, z pozoru sprytnie, bez podawania nazwiska, atakuje moją osobę za ostatnie wypowiedzi w Gazecie Lubuskiej oraz Radiu Zielona Góra. Zdaniem red. Hołyńskiego w zielomogórskim klubie dzieje się tak dobrze, że każdy głos krytyki traktowany jest jak wyraz frustracji. Nie jest tak, jak błędnie sugeruje autor, że "zostałem do boju przez kogoś posłany". To była moja suwerenna decyzja, której absolutnie nie żałuję, bo wreszcie nadeszła pora, aby kibice dowiedzieli się i zauważyli, jacy naprawdę ludzie rządzą w ZKŻ - tylko pięknie mówią i opowiadają, podobnie jak pan Hołyński w swoich felietonach. Po drugie autor nieuwżnie czytał wywiad ze mną, bo zarzuca, że z moimi opiniami ujawniłem się w momencie, gdy przepadło miejsce w pierwszej czwórce. Otóż w wywiadzie wyraźnie zostało zaznaczone, że rozmowy udzieliłem red. Schreiterowi jeszcze przed ostatnim meczem w Bydgoszczy, a więc wtedy, gdy szansa na awans wciąż była spora. Postanowiłem jedynie, że wywiad ukaże się po tym arcyważnym meczu, aby nie wywoływać zamieszania, któr nie jest potrzebne drużynie przygotowującej się do decydującego spotkania w sezonie. Mogą to potwierdzić autorzy wywiadów. Używając słów pana Hołyńskiego, "nie dajmy się zwariować". Wiem, dlaczego autor zdecydował się na atak na moją osobę.
Otóz pragnę poinformować czytelników, że w 1998 roku udało mi się zdemaskować nielojalność i nieuczciwość pana Hołyńskiego wobec ówczesnego pracodawcy, czyli ZKŻ Zielona Góra. Podczas finału krajowych eliminacji do IMŚJ w Pile pan Hołyński zachęcał przez mikrofon tamtejszą publiczność, aby w zbliżającą się niedzielę jechała do Zielonej Góry podwójnie świętować. Po pierwsze urodziny pana Hołyńskiego, a po drugie porażkę zielonogórzan w spotkaniu z pilanami. Tak się nieszczęśliwie dla pana Hołyńskiego składało, że w zawodach brał udział Grzegorz Kłopot, a wraz z nim do Piły przybyła grupa zielonogórskich kibiców, w tym moja osoba. Po powrocie oburzony dwulicowością pana Hołyńskiego,nie kryjąc tego przed nim, zameldowałem zarządowi ZKŻ, jakiemu "lojalnemu" pracownikowi płacą nie małe pieniądze. I po tym sezonie pan Hołyński przestał być spikerem w Zielonej Górze. Teraz postanowił się odegrać!
Pozornie zastanawiające, a także już trochę monotonne, jest cotygodniowe wychwalanie przez pana Hołyńskiego zielonogórskiego klubu. Wcześniej chwalił panów Lesa Gondora i Andrzeja Ruskę, a więc wszystkich tych, którzy sa "na topie" i u których może znaleść zatrudnienie. Bo pan Hołyński po prostu szuka pracy! Ciekawe tylko, że tak szybko i tak wyraźnie zmienił zdanie o byłym prezesie gorzowskiego klubu? A dlaczego tak często zmienia i szuka nowych pracodawców? Prezesi klubów nie chcą bowiem spikera nielojalnego, nieszczerego, majacego kłopoty z trzeźwym spojrzeniem na wiele spraw.
I na koniec jedna refleksja - nie jest tak, jak pisze pan Hołyński, że osiem lat ktoś trzymał mnie siłą w ZKŻ. W klubie pracowałem społecznie z chęcią i zaangazowaniem. Ale warto to robić tylko z ludźmi, którzy chcą dobra drużyny, żużla w mieście, a nie swego własnego...




Z poważaniem Lucjan Gościak