I CZĘŚĆ ROZMOWY Z MARIANEM WARDZAŁĄ
"Na wakacje do domu"
- Polski żużel przeżywa duże problemy finansowe. Jak pan myśli, jaka może być tego przyczyna?
- Niektóre kluby są same sobie winne. Wyśrubowały kontrakty za ogromne pieniądze. Często zawodnikom za samo podpisanie kontraktu wypłacano duże stawki. Nie można wypłacać pieniędzy za sam podpis. Również jedną z przyczyn upadku żużla jest bardzo drogi sprzęt. To są sumy kosmiczne. Nie może być tak, żeby za motocykl, który waży 80 kilogramów zapłacić jak za bardzo dobry samochód. Chyba coś jest nie tak jak powinno? Na przykład głowica do mercedesa kosztuje trzy tysiące, a do motocykla żużlowego, gdzie jest cztery zawory, kosztuje cztery tysiące. Ja wiem, ze to jest wyczynowy sprzęt i musi mieć swoją cenę, ale producenci chyba chcą wykończyć zawodników czy kluby. Weźmy sobie na przykład taką Wandę Kraków. Żeby doposażyć drużynę i kupić kilka dobrych motocykli, to działacze musieliby zbierać fundusze przez kilka lat. Kluby drugoligowe tkwią na takim poziomie, bo ich po prostu nie stać na nic więcej.
- Co sądzi pan o zmianach w polskim żużlu? Czy jest pan za pozostaniem limitu KSM?
- Moim zdaniem powinno się minimalnie podnieść KSM. Byłoby wtedy większe pole manewru dla trenerów i zawodników. Obecnie zdarza się, że naprawdę dobrzy zawodnicy muszą siedzieć na ławie, ponieważ mają za wysoki KSM. Przykładem jest klub z Rybnika. Tam był potężny nakład na zespół, a przez KSM zamiast awansować znaleźli się na trzecim miejscu. Limit w wysokości 44 punktów jest w sam raz.
- Co z zawodnikami zagranicznymi?
- Ekstraliga niech się rządzi swoimi prawami. Mają więcej finansów i tam powinni mieć możliwość wystawiania dwójki obcokrajowców w meczu. W pierwszej w meczu powinien wystąpić maksymalnie jeden, natomiast w drugiej absolutnie żaden. W takim układzie byłaby większa możliwość szkolenia. Juniorzy mogliby więcej startować. Takie jest moje zdanie. Jak będzie zobaczymy.
- Panie trenerze tarnowski zespół zakończył ten rok na wysokiej piątej pozycji. To bardzo dobry wynik.
- Rzeczywiście nie mamy się czego wstydzić. W końcu zespół Unii był w tym roku beniaminkiem. Mieliśmy nie tyle słaby co bardzo pechowy początek sezonu. Kilka razy niepotrzebnie pogubiliśmy punkty. Najpierw w krajowym składzie pojechaliśmy do Grudziadza, gdzie przegraliśmy. Później dwoma punktami przegraliśmy u siebie z Rybnikiem. Pechowo przegraliśmy również z Zieloną Górą i Gnieznem. Natomiast pod koniec sezonu było już bardzo dobrze. Pokazaliśmy innym drużynom, że Unia to mocny zespół. Odnieśliśmy zwycięstwo w Rawiczu i "zarobione" tam dwa punkty zadecydowały o naszej pozycji w tabeli. Uzyskany przez nas w tym roku wynik jest naprawdę bardzo dobry, biorąc pod uwagę posiadane przez nas finanse. Uważam, że mieliśmy szansę na pierwszą czwórkę. Teraz to jest już historia, ale wierzę, że Unia po nawet niewielkim wzmocnieniu będzie pukać do bram Ekstraligi.
- Jak się okazało, dobrze, że udało się uniknąć meczów barażowych. Opole zostało rozgromione przez zespół z Warszawy. Czy spodziewał się pan takiego rozstrzygnięcia?
- Nie spodziewał się tego. Na początku sezonu Opole było naprawdę bardzo mocną drużyną. Mieliśmy ich na inaugurację w tym roku i zaledwie zremisowaliśmy. Zauważyłem jednak, że opolska drużyna w trakcie sezonu "rozmywała się". Z każdym meczem jechali coraz słabiej. My na ostatni mecz pojechaliśmy do Opola bez Kołodzieja i Kużdżała i przegraliśmy tylko sześcioma punktami. Opolanie już od połowy sezonu z meczu na mecz jeździli coraz gorzej. Nie wiem co się tam działo, czy były to tylko kontuzje, czy sprzęt, czy coś popsuło się w atmosferze.
- Czy myślicie już w klubie na temat przyszłorocznego składu?
- Tak. Poczynione są już pewne rozmowy. Nie chciałbym jednak zdradzać już nazwisk, bo nasi rywale nie śpią. Chcemy wzmocnić się jednym dobrym zawodnikiem krajowym i przynajmniej jednym mocnym zawodnikiem zagranicznym. Kiedy do nich dodamy naszych chłopców, to mamy naprawdę bardzo mocną drużynę i będziemy w stanie zagrozić najlepszym pierwszoligowcom.
- Sporo mówi się na temat przejścia do Tarnowa Jacka Rempały. Czy może pan coś powiedzieć na ten temat?
- Jest to prawdą, że prowadzone są rozmowy na ten temat. Jednak na temat samego przejścia trudno mi cokolwiek już powiedzieć.
- Tegoroczny sezon dobiegł końca. Teraz czas na odpoczynek.
- Listopad jest okresem roztrenowania i każdy będzie mógł odpocząć, wyjechać na jakieś wczasy. Na pewno jest teraz czas na oderwanie się od żużla, od tej codziennej nerwowości. Taki odpoczynek jest bardzo potrzebny. Nie będziemy mieć teraz zajęć . Jednak chłopcy już myślą o sprzęcie, o tym co nowego dokupić.
- Od kiedy zaczną się treningi w hali?
- Planuję od pierwszego grudnia zajęcia na sali, gdzie chłopcy będą grać w piłkę nożną, siatkówkę. Stosujemy to od wielu lat i się sprawdza. Są to bardzo dobre ćwiczenia na szybkość, gibkość a także do wybiegania. Natomiast od stycznia dojdzie do tego siłownia i prawdopodobnie basen. Na pewno cyrkowców z nich nie zrobimy, ale zawodnicy muszą być sprawni, elastyczni i wytrzymali.
- A pan co będzie robił w listopadzie? Nigdzie się pan nie wybierze?
- Ja pozostanę w domu. Na pewno chciałoby się gdzieś wyjechać, ale mam w domu dużo pracy, której nie mogłem wykonać w trakcie rozgrywek.
II CZĘŚĆ ROZMOWY Z MARIANEM WARDZAŁĄ
"Moi zawodnicy to nie cyrkowcy"
- Panie trenerze z zawodników zagranicznych nie zawiódł w tym roku tylko Siergiej Darkin...
- Darkin też miał wpadkę w jednym ze spotkań. Natomiast ogólnie rzeczywiście wypadł najlepiej ze wszystkich zawodników zagranicznych Unii. Pod koniec sezonu był naszym bardzo mocnym punktem i robił to co do niego należało.
- Dawid Howe to bardzo "nierówny" jeździec.
- Przede wszystkim "niepewny". Praktycznie nigdy przed meczem nie wiedzieliśmy czy Howe zrobi punkty, czy też nie. Miał dobry pierwszy mecz w tym sezonie, i mecz w rundzie zasadniczej w Rawiczu. Jest to jeszcze stosunkowo młody jeździec i chyba spalał się psychicznie. Jednak myślę, że Howe to zawodnik z przyszłością. Jego wyniki na pewno kiedyś pójdą w górę.
- Czy w ogóle opłacało się kontraktować Zlatko Krznarica?
- Trudno jest mi oceniać jego postawę, gdyż bardzo rzadko startował. Czy opłacało się go kontraktować? Proszę sobie wyobrazić, że my kiedy przed sezonem przekształcaliśmy się w spółkę, nie wiedzieliśmy czy w ogóle będziemy istnieć. Z usług Zlatko korzystaliśmy w ubiegłym sezonie, i wtedy nie mogliśmy narzekać na jego jazdę. Oczywiście miałem świadomość, że to jest dobry zawodnik, ale tylko na drugą ligę. Wiedziałem, że w pierwszej lidze będzie mu trochę brakowało umiejętności, doświadczenia i sprzętu. Niemniej jednak przed sezonem tylko na niego było nas stać. Tak jak już powiedziałem, nie wiedzieliśmy w ogóle czy będziemy istnieć, a musieliśmy kogoś zakontraktować. Jest to może trudne to zrozumienia, ale taka jest prawda. Zakontraktowaliśmy Krzarica, ale pozostały nam jeszcze dwa miejsca na zawodników zagranicznych i jak wiadomo wykorzystaliśmy je.
- Na początku sezonu fatalnie jeździł pana syn Robert Wardzała. Miał jakieś problemy ze sprzętem czy może problem tkwił w psychice?
- Słyszałem już dziesiątki wersji na temat słabszej postawy Roberta. Ja na ten temat mam swoje zdania, bardzo "twarde" i jedyne. Jeździ się dwa lata i za to nie otrzymuje się żadnych pieniędzy a na trzeci rok zostaje się zawodowcem. W takiej sytuacji nie ma możliwości, aby zawodnik dał sobie z tym radę. Robert w tym sezonie miał motocykl, ale niestety w ogóle go nie rozumiał. Cały czas przy nim kombinował. Niektórzy mu zarzucali, że ciągle coś zmienia przy sprzęcie, ale tylko metodą prób i błędów można do czegoś dojść do porozumienia ze sprzętem. Na szczęście Robert od połowy sezonu zaczął zdobywać coraz więcej punktów i pokazał, że jest dobrym zawodnikiem. Porównując trochę w innej sytuacji był Stanisław Burza, który wcześniej był wspierany przez sponsora i uczynił już jeden krok w kierunku zawodowstwa. Natomiast Robert bez sprzętu z dnia na dzień musiał stać się zawodowcem.
- Stanisław Burza miał fatalny początek sezonu, kiedy w pierwszym meczu odniósł kontuzję. W konsekwencji praktycznie przez cały sezon nie mógł korzystać pan z jego usług.
- Bardzo brakowało nam tego zawodnika. Było kilka spotkań, że nie wiele brakowało, a nie skompletowalibyśmy sześcioosobowego składu. Staszek na pewno byłby naszym dużym wzmocnieniem. Zresztą zaczął jeździć dopiero pod koniec sezonu i zdobywał sporo punktów. Tym samym możemy tylko żałować, że Stanisław nie startował przez cały sezon.
- Robert Kużdżał przeplatał bardzo dobre występy ze słabszymi...
- Uważam, że zaliczył dobry sezon. Szczególnie skuteczny był na naszym torze. Na wyjazdach było już troszeczkę gorzej, ale trzeba mu to wybaczyć. Robert "łapie" dwie prace, bo prowadzi też warsztat samochodowy. Zawodnik ten dużo obcuje ze sprzętem i widać tego efekty. Robert to mocny punkt zespołu i pewny punkt, szczególnie na swoim torze.
- Czy Grzegorza Rempałę można nazwać liderem?
- Ja nie używam takich sformułowań, czy ktoś jest liderem czy też nie. W jeden dzień się jest liderem, a na drugi już nie. Ilość punktów, które zdobywał świadczą o tym, że jest najsilniejszym "ogniwem" zespołu. Choć jak inni też zaliczył kilka wpadek, jednak pod kontem całego zespołu, to był to najrówniejszy jeździec.
- Czy któryś z pana zawodników zaskoczył pana w tym roku. Po kimś nie spodziewał się pan tak dobrej postawy, jaką zaprezentował?
- Myślę, że takim zawodnikiem jest Marcin Rempała, który zaskoczył bardzo dobrą postawą. Marcin przecież nie miał żadnego większego doświadczenia na ligowych torach. Marcin dysponuje dobrym sprzętem, czuje go i potrafi go wykorzystać. Tego zawodnika trzeba pochwalić za tegoroczne wyniki.
- A co w takim razie z Januszem Kołodziejem?
- Janusz już w tamtym roku pokazał co potrafi i w tym sezonie potwierdził swoje możliwości. Z każdym meczem Janusz jeździ coraz pewniej i jego talent się rozwija. Mam w zespole kilka "gwiazdek" bo i Marcin i Janusz mają perspektywy, aby w żużlu zajść bardzo daleko.
- Nienajlepiej w pierwszej lidze radzi sobie Dawid Bendzera.
- Dawid nie miał sprzętu na początku sezonu. Nie mógł trafić ze sprzętem, nie wiedział o co mu chodzi. Mieliśmy dużo problemy, aby dojść do tego, o co temu chłopakowi chodzi. Kiedy w pewnym momencie motocykl zaczął mu bardzo dobrze chodzić, to się "rozleciał". Na samym zakończeniu sezonu znowu dopadł go pech. W memoriale Chrupka wystartował na wyremontowanym motocyklu i rozsypał mu się on. Nie chcę go usprawiedliwiać tylko sprzętem, ale on naprawdę miał spore problemy z motocyklem.
- Wśród juniorów w Tarnowie są jeszcze Paweł Baran i Sławomir Baran. Jednak oni nie mieli dużo startów. Nie obawia się pan, że może to wpłynąć negatywnie na ich rozwój?
- Z pewnością tak, ale ci chłopcy mieli naprawdę duże braki sprzętowe. Oni nawet nie zawsze mieli na czym trenować, nie mówiąc już o zdobywaniu punktów w lidze. Pod koniec sezonu pouzupełniali trochę swój sprzęt. Pomagali im trochę rodzice, którzy poszukiwali dla nich sponsorów. Ze względu właśnie na słaby sprzęt nie mogliśmy ich wystawiać do ważnych meczów ligowych. Na przykład Paweł Baran przez dwa miesiące nie miał dobrego sprzęgła i przez to praktycznie przez dwa miesiące stał w miejscu. A szkoda, bo temu chłopakowi bardzo brakuje jazdy.
III CZĘŚĆ ROZMOWY Z MARIANEM WARDZAŁĄ
" O młodych Jaskółkach"
- Nie tak dawno tarnowskiemu klubowi zaczęła pomagać Rafineria Trzebinia i firma Siltec. Czy efekty tej pomocy są widoczne?
- Z pewnością tak. Te firmy zaczęły nam pomagać pod koniec sezonu, i to, że wypadliśmy tak dobrze w tej końcówce to właśnie miedzy innymi dzięki "zastrzykowi" finansowemu z tych firm.
- Czy tarnowscy zawodnicy mają wreszcie regularnie wypłacane wynagrodzenia?
- Nie mogę się wypowiadać na ten temat. Sprawy finansowe nie są moją "działką".
- Dla tarnowskiego zespołu ten sezon był pierwszym od kilku lat w pierwszej lidze. Jak zostało to odebrane przez kibiców? Czy zwiększyła się w tym roku frekwencja w Tarnowie?
- Nie mogę powiedzieć, że liczba publiczności zwiększyła się ogromnie. Raczej niewiele. Przyznaję, że spodziewałem się dużo większej frekwencji na naszych meczach w pierwszej lidze. W tym roku były mecze z taką samą ilością ludzi jak w drugiej lidze. Można to sobie wytłumaczyć chyba tylko w jeden sposób. Społeczeństwo ubożeje i nie wszystkich stać na częste wizyty na stadionie. Skończyły się już te czasy, kiedy w Tarnowie, aby zająć sobie miejsce trzeba było przyjść najpóźniej na półtorej godziny przed meczem.
- Memoriał Ryszarda Chrupka to impreza, która zakończyła tegoroczny sezon w Tarnowie. Proszę ocenić występ pana młodych podopiecznych.
- Na pewno cieszy drugie miejsce Marcina Rempały i czwarte Sławomira Barana. Marcin wyprzedził tylko Karol Baran, ale ten zawodnik jest już bardzo doświadczonym jeźdźcem. W połowie zawodów spadł deszcz, a co za tym idzie diametralnie zmieniły się warunki torowe. Marcin był dopasowany właśnie do toru, jaki był w pierwszej części zawodów. Później wystartował w pierwszym biegu po ulewie i nie chciał ryzykować. W sumie mogę być zadowolony z jego postawy, zresztą tak samo jak i z pozostałych tarnowskich zawodników. Ładnie jeździł Dawid Bendzera jak i Sławomir Baran i Paweł Baran. Szkoda tylko, że ten drugi zaliczył groźny upadek. Ogólnie zawody były ciekawe, chociaż moim zdaniem troszeczkę za późno do nich doszło. Jednak pod koniec października o zawodach decyduje fatalna pogoda, i niestety tak było w przypadku tego turnieju.
- Podczas memoriału Chrupka pomiędzy biegami prezentowała się dwójka młodych adeptów: Zieliński i Pacześniak. Kiedy oni wyjadą na egzamin licencyjny?
- Zieliński jest jeszcze za młody i on będzie mógł zdawać licencję dopiero pod koniec października w przyszłym roku. Niewiadomo jednak czy wtedy będzie zorganizowany egzamin. Zgodnie z regulaminem licencję może uzyskać adept, który ma ukończone szesnaście lat. Ten chłopak ma jeszcze sporo czasu na objeżdżenie się. Jeśli chodzi o Tomka Pacześniaka to on będzie mógł zdawać w połowie przyszłego roku. Podczas memoriału Chrupka ci chłopcy za wiele nie pokazali, ale warunki torowe były fatalne. Poza tym ten sprzęt, na którym oni wyjechali jest bardzo słaby. Mam jeszcze więcej chłopców w szkółce. Praktycznie w tej chwili mam dziesięciu młodych adeptów.
- Czy uważa pan, że któryś z tych młodych chłopców może w przyszłości zostać następcą Janusza Kołodzieja?
- Nie chciałbym zapeszyć, ale Zieliński ma zadatki na dobrego żużlowca. On objechał dopiero kilka treningów. Na każdym z nich robi bardzo duże postępy. Jednak i inni chłopcy mogą okazać się klasowymi jeźdźcami. Znam to z doświadczenia, że często młody chłopak na początku bardzo męczy się na torze. Ma duże problemy ze złożeniem się w łuku. Ale kiedy złapie już ślizg kontrolowany to bardzo szybko czyni ogromne postępy. Dlatego ja zawsze daję więcej szans na pokazanie się młodemu adeptowi. Nie wolno przekreślać po dwóch czy trzech treningach. To daje efekty, bo w Tarnowie co roku kilku chłopców zdaje licencję. A kiedy popatrzy się na nasz warsztat, to wydaje się to niemożliwe. W chwili obecnej mamy dwa motocykle na dziesięciu chłopców, co na pewno nie cieszy. Jednak co roku ktoś zdaje licencję i możemy byćz tego zadowoleni. Jak wiadomo w przeciągu dwóch lat trzeba wyszkolić trzech zawodników. My od kilku lat przekraczamy ten limit.
- Czy wyobraża pan sobie przyszłoroczny skład Unii bez Janusza Kołodzieja?
- Nawet o tym nie myślę. Chociaż Janusz tak w tym roku wyśrubował KSM, że rzeczywiście możemy mieć problemy. Jeśli nie zostanie podniesiony KSM, to z Januszem będą naprawdę problemy. Przy 42 punktach limitu KSM, Janusza jest bardzo trudno ulokować- w składzie.
- Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę tarnowskiemu zespołowi powodzenia w przyszłym roku.
- Również dziękuje. Postaramy się.