Wyprawa na K2: Koniec!
Krzysztof Wielicki podjął decyzję o zakończeniu wyprawy. Zdaniem kierownika ekspedycji próba wejścia na K2 w tej chwili świadczyłaby o braku odpowiedzialności – informuje „Rzeczpospolita”.
Wszyscy alpiniści są już bezpieczni w bazie. Marcin Kaczkan nie tylko zszedł o własnych siłach z obozu I, ale prawie o godzinę wyprzedził swych dwóch kolegów ratowników. W "jedynce" został napojony, nakarmiony, dotleniony. W bazie pojawił się w znakomitej formie.
Marcin sprawia wrażenie człowieka, który nie zdaje sobie sprawy, że z powodu deterioracji, czyli niszczącego wpływu wysokości na organizm, groziło mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Zaufał Denisowi Urubko, który kazał mu schodzić z obozu IV (7630 m). "Jeszcze kilka godzin i być może Marcin nie wydostałby się stamtąd już nigdy" - uważa Denis.
Podczas uroczystej kolacji Krzysztof Wielicki ogłosił swą decyzję o zakończeniu Zimowej Wyprawy na K2. Wywołało to wśród obecnych wyraźną ulgę. Tylko Urubko był niepocieszony. Liczył na jeszcze jedną próbę ataku na szczyt, na którą umawiał się wcześniej z Wielickim. Wydarzenia ostatnich dni pokazały, że obydwaj znajdują się w znakomitej formie. Kierownik wyprawy po dwóch nocach nieprzespanych z powodu wichury, w czasie których pilnował, by nie odlecieć z namiotem w obozie II i III, na wysokości powyżej 7000 m, prawie biegł do góry na pomoc Marcinowi Kaczkanowi.
"Trudno, na wyprawie Krzysztof jest moim generałem. Muszę podporządkować się jego decyzjom" - powiedział Denis z rezygnacją.
"Teoretycznie możliwość ataku na szczyt wciąż istnieje. Akcja ratunkowa pokazała jednak, że tylko my z Denisem jesteśmy zdolni do tego, by pójść w górę. Uświadomiła też chyba wszystkim, że żaden z kolegów nie jest już w stanie dojść do obozu II (6780 m), nawet gdy w grę wchodzi tylko doniesienie butli z tlenem dla ratowania życia. Karawana powrotna zaplanowana jest na 6 marca. Zniesienie ekwipunku z bazy górnej potrwa kilka dni. (...) Gdybyśmy zdecydowali się z Denisem na próbę ataku na szczyt, pod górą nie byłoby już nikogo. Nie mielibyśmy żadnego zabezpieczenia. Byłoby to zaprzeczeniem sensu dotychczasowych działań, świadczyłoby o przedkładaniu własnych ambicji ponad odpowiedzialność, dowodziłoby arogancji wobec góry. To nie jest góra dla dwóch” – powiedział Wielicki.
„Odchodzimy, ale to nie znaczy, że rozstajemy się z problemem. Szczerze mówiąc, choć wyprawa się jeszcze nie skończyła, myślę już o następnej. Trzeba tylko staranniej przyjrzeć się młodym alpinistom, dobrać zespół, który będzie odporny fizycznie i psychicznie na skrajne warunki, przygotowany na wychodzenie w złą pogodę, dla którego mróz, wiatr, zadymka są warunkami, w jakich się działa, przeciwnościami do pokonania. Myślę, że na tej wyprawie niektórzy koledzy zrozumieli, czym się różni prawdziwa eksploracja od kolejnego letniego wyjazdu na ośmiotysięcznik. Cieszę się, że są tacy, którym to się spodobało. Będę szukał podobnych ludzi w kraju i środowiskach międzynarodowych, na pewno znowu na Wschodzie. Chcę tu jak najszybciej wrócić” – dodał.