wywiad przeprowadzony przez Dariusza Górznego darkness'a dla Przegladu Żuzlowego


To w głównej mierze dzięki Sebastianowi Ułamkowi Unia Leszno po kilkunastu latach przerwy ponownie stanie na podium DMP. Przez ten rok popularny „Seba” stał się niekwestionowanym krajowym liderem leszczyńskich Byków i godnym następcą Romana Jankowskiego. Sezon 2002 wielkimi krokami zmierza ku końcowi, więc nadszedł czas oceny minionego roku. Była okazja, by porozmawiać z Sebastianem o Unii, startach w GP, stanie polskiego żużla oraz, co chyba najciekawsze, o przyszłości...

Podpisanie przez Ciebie kontraktu w Lesznie było sporą niespodzianką. Jak z perspektywy czasu oceniasz tą decyzję?

Ogólnie jestem bardzo zadowolony, że przyszedłem do Unii. Ani przez moment przez ten czas nie żałowałem tego kroku. Bardzo się cieszę, że mogłem się przyczynić do wyniku jaki już wspólnie z chłopakami osiągnęliśmy. Atmosfera w drużynie jest bardzo dobra...

W ostatnich spotkaniach duet Sebastian Ułamek – Krzysztof Kasprzak stanowił najsilniejszą parę leszczyńskiej Unii...

Tak Krzysiu, jak i Łukasz, mimo młodego wieku potrafią już bardzo wiele, są silnym punktem naszego zespołu. Z Krzysiem coraz lepiej rozumiemy się na torze, choć nie ukrywam, iż to nas trochę pracy kosztowało, gdyż na początku było ciężko. Teraz jest już jednak wszystko w porządku, Krzysztof staje się z meczu na mecz coraz bardziej doświadczonym zawodnikiem, potrafi dobrze przeanalizować sytuację na torze.

Przed sezonem Prezes Sokołowski oficjalnie mówił o długach, jakie klub ma w stosunku do zawodników za poprzedni sezon. Wielu żywiło obawy o stan klubowej kasy w tym roku. Jak wygląda sytuacja finansowa na linii Ułamek – klub?

Nie ma chyba obecnie w Polsce klubu, który nie miałby większych lub mniejszych kłopotów finansowych. Nie ukrywam, iż są zaległości klubu w stosunku do mojej osoby i nieprawdą jest to, iż mam płacone wszystko na bieżąco. Jestem traktowany tak samo, jak każdy inny zawodnik w klubie. Niemniej z tego co wiem, to wypłacalność klubu jest coraz lepsza. Sytuacja z rozliczeniami stopniowo się poprawia, było gorzej przez pewien moment, ale teraz jest już coraz lepiej.

Do końca rozgrywek ligowych pozostał tydzień. Tym, co najbardziej nurtuje kibiców żużla w Lesznie i nie tylko jest pytanie, czy Sebastian Ułamek będzie nadal jeździł w Unii. Jakie warunki muszą być spełnione, byś w sezonie 2003 startował nadal w plastronie z szarżującym Bykiem?

Żużel to moja praca, za którą chciałbym otrzymywać wynagrodzenie i w dużej mierze wszystko rozbija się o pieniądze. Zresztą podobnie jest w każdym innym zawodzie. Każdy chce mieć płacone jak najlepiej za swoje usługi. Jeżeli z Prezesem Sokołowskim dojdziemy do porozumienia, a dodatkowo pozyskam jakiś sponsorów w Lesznie, to wiele na to wskazuje, iż zostanę w Unii.

Czy to prawda, że pojawiły się firmy, które zadeklarowały chęć nawiązania współpracy z Tobą?

Tak, to prawda. Bardzo dobra atmosfera w zespole oraz to, iż zostałem zaakceptowany i polubiony przez leszczyńskich kibiców sprawiły, że zaczynam dostawać sygnały, iż pewne podmioty są zainteresowane sponsoringiem. Już zaczęła mi pomagać firma Deplast, na razie w formie fundowania opon. Ponadto pomoc zadeklarowało jeszcze jedno przedsiębiorstwo oraz anonimowo osoby prywatne. Jest to bardzo miłe i jednocześnie jeden z warunków mojego pozostania w Lesznie wydaje się być spełniony. Tak więc teraz wszystko w rękach Prezesa Sokołowskiego, abyśmy doszli do porozumienia w sprawie kontraktu. Tegoroczny sezon, a zwłaszcza starty w GP, wyczerpały mnie finansowo, dlatego przed następnym sezonem chcę mieć wszystkie sprawy finansowe ostatecznie poukładane, bo wiadomo, iż sprzęt żużlowy do tanich nie należy.

W Częstochowie mówi się, iż otwierasz listę życzeń tamtejszych działaczy. Ponoć prowadziłeś już wstępne rozmowy w tej kwestii?

Chciałbym zdementować wszelkie informacje, jakobym z kimkolwiek rozmawiał na temat w którymś z zespołów w przyszłym sezonie. Nic takiego nie miało miejsca. Nigdy nie podjąłbym rozmów w trakcie sezonu. Teraz w końcówce rozgrywek mamy bardzo ważne mecze na szczycie. Nie chcę sobie zaprzątać tym głowy. Jestem oburzony tym, iż ktoś rozsiewa takie plotki, to nie fair!

Zmieńmy trochę temat, choć nie do końca. Wiele się w ostatnim czasie mówi o kryzysie speedway’a w naszym kraju, o długach klubów liczonych w setkach tysięcy złotych. Niektórzy upatrują przyczynę tego w bajońskich wręcz sumach płaconych zawodnikom przez sterników klubów, częstokroć nie mających nic wspólnego z ich możliwościami finansowymi. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

Wydaje mi się, iż kontrakty zawodników zeszły już na ziemię, nie są tak duże jak kiedyś bywały. Prezesi płacili, byle tylko osiągnąć sukces sportowy. Moim zdaniem GKSŻ powinna ograniczyć liczbę obcokrajowców startujących w polskiej lidze, może nie do zera, ale jeden zawodnik zagraniczny w składzie, to byłoby optimum. Dałoby to szansę startu większej liczbie Polaków. Wiem, że niektórzy obcokrajowcy, a ze względu na brak bariery językowej mam dobry kontakt z większością, są bardzo zadowoleni ze startów w Polsce, gdzie zarabiają bardzo duże pieniądze. Mówi się, iż to my, Polacy, żądamy dużych kwot, a to nieprawda. W zeszłym roku już mieliśmy sytuację, iż wielu krajowych zawodników nie otrzymało takich kontraktów, jakich by sobie życzyli, natomiast obcokrajowcy nadal biorą swoje.

Gdyby sukcesy osiągane przez polskich juniorów na arenie międzynarodowej miały przełożenie na sukcesy w dorosłym speedway’u, to z pewnością nie czekalibyśmy 30 lat na kolejny złoty medal IMŚ. W większości przypadków świetnie zapowiadający się młodzi zawodnicy po ukończeniu 21 lat zatrzymują się w rozwoju. Z czego to wynika?

W moim przypadku to przejście przebiegało dosyć naturalnie, ale faktycznie często jest tak jak mówisz. Zdarza się, iż młodzi chłopcy w ciągu tygodnia mają 4-5 imprez żużlowych. Są to różnego rodzaju zawody drużynowe, indywidualne szkoleniowe. Kończą wiek juniora i okazuje się, że nagle jest tylko jeden mecz w tygodniu – liga. Zaczyna brakować objeżdżenia, a niewielu decyduje się na starty w lidze angielskiej, czy szwedzkiej, gdzie startując mogą czynić dalsze postępy. Powiązane jest to także z samym podejściem do żużla...

Sezon zbliża się ku końcowi. Jak oceniasz swoje tegoroczne starty w zawodach indywidualnych?

Szczerze powiedziawszy nie jestem zadowolony z moich startów. W szczególnie prestiżowych dla mnie mistrzostwach Polski pech w półfinale wyeliminował mnie z dalszej rywalizacji. Trzeba jednak zapomnieć o tegorocznych niepowodzeniach. W przyszłym roku będę walczył o następny finał.

Także po startach w GP oczekiwałeś pewnie więcej?

Tak. Dla mnie to wielka porażka, wielki niedosyt. Miało być bardzo fajnie, gdyż w teamie Rickardssona nie miałem odczuwać presji wyniku, a było całkiem przeciwnie. Stanie obok Rickardssona i porównywanie jego wyników z moimi powodowało dodatkowy nacisk psychiczny otoczenia na mnie. Jemu szło, a mi nie, to potęgowało nerwy i gdy pojawiałem się ma torze, to jechałem jakbym się uczył jeździć.

Ostatnio głośno było o Twoim rozstaniu z teamem Rickardssona. Co było tego przyczyną?

Może ujmijmy to tak. Nie byłem zadowolony z silników przygotowanych przez Carla Bloomfelda. Cały czas próbowałem, testowałem, ale to nie było to. Na początku co prawda miałem dwa dobre silniki, ale jeden eksplodował właśnie w półfinale IMP, a drugi nie wrócił do mnie po wizycie u tunera. Tony był jeźdźcem numer jeden, on miał i brał zawsze to co najlepsze...

Zrezygnowałeś ze współpracy z Kanadyjczykiem, na jakim sprzęcie obecnie startujesz?

Po rozstaniu, w Chorzowie, startowałem już na swoich silnikach, które przygotowywałem we własnym zakresie i już podczas GP Europy jechało mi się lepiej. Nie prawdą jest to co napisali niektórzy dziennikarze, jakoby Tony Rickardsson po meczu w Bydgoszczy zabrał mi motocykle, na których startowałem w meczu przeciwko Polonii. To był mój sprzęt, zrobiony przez moich mechaników, który spisuje się calkiem nieźle, dlatego też w Vojens postaram się o jeszcze lepszy wynik. Generalnie jednak start w tegorocznym cyklu był dla mnie kolejnym wielkim życiowym doświadczeniem, nauczką i jak zwykle w musiałem na własnej skórze o wszystkim się przekonać.

Wspominałeś wcześniej o tym, iż starty w GP dały Ci się mocno we znaki pod względem finansowym. Czy warto więc startować w cyklu?

Na dzień dzisiejszy jestem bardzo zawiedziony moim udziałem w GP. Mój wynik na pewno nie satysfakcjonuje kibiców w Polsce, oraz moich sponsorów. Na „dziką kartę” na przyszły rok nie liczę i nie będę się o nią na pewno starał.. Start w GP opłaca się niewielu zawodnikom. Z pewnością tym, którzy walczą o medale, może pierwszej ósemce. Ja miałem kilka turniejów bardzo kiepskich w moim wykonaniu. Równocześnie poniosłem porażkę finansową, a i wpływ wyniku na moją psychikę nie był mały.

Dziękuję za rozmowę.