Cytat:
Żużlowi amatorzy z Rzeszowa
Marzenia też mogą się spełnić
Ach, jak to fajnie byłoby być żużlowcem, jeździć na strasznie szybkich motocyklach, być oklaskiwanym przez tysiące kibiców. Wielu z nas tak kiedyś pomyślało i zapragnęło zapisać się do szkółki żużlowej. Niektórym to się udało i są żużlowcami do dziś. Niektórzy zaś odpadli jeszcze przed egzaminem bądź zapisem do szkółki.
Są jednak tacy, którzy mimo sprzeciwów losu postanowili opanować trudną sztukę czarnego sportu. W tym gronie są Grzegorz Rejman i Grzegorz Barłog – dwaj rzeszowianie, którzy zapragnęli nauczyć się jazdy na żużlu. Mają własne motocykle, kevlary i co jakiś czas trenują wraz z żużlowcami Stali Rzeszów – czy to na torze w Rzeszowie, czy też w Machowej.– Zacząłem wierzyć, że marzenia mogą się spełniać, kiedy Grzesiek zaprosił mnie na trening. Przejechałem się kilka kółek, spodobało mi się, postanowiłem się doposażyć i tak to się zaczęło – rozpoczyna Grzegorz Rejman, który po raz pierwszy jazdy na motocyklu spróbował w sierpniu 2003. – Każdy chciał zrealizować swoje marzenia z dzieciństwa, kiedy to oglądaliśmy żużel jako kibice. Właśnie dlatego sami usiedliśmy na motocykle i postanowiliśmy się tego nauczyć – dodaje Grzegorz Barłog, który trenuje o dwa miesiące dłużej od swojego kolegi. Obaj nie wykluczają, że pewnego dnia przystąpią do egzaminu na żużlowy certyfikat. Choćby dla własnej samorealizacji. Żużlowcami nie zostali, bo zabrakło zgody rodziców. Pozostały marzenia.
Zaproszenie od Kuciapy
Znajomym Grzegorza Barłoga jest Rafał Milewski – jeden z właścicieli firmy Faraon, która wspomagała rzeszowski żużel. W czerwcu zeszłego roku Grzegorz otrzymał nieoczekiwane zaproszenie. – Maciek zaprosił mnie i Rafała, abyśmy spotkali się na żużlowym torze w Rzeszowie. Przyjechaliśmy, każdy z nas usiadł na żużlowym motocyklu i wykonał powoli po kilka okrążeń. Po południu razem pojechaliśmy do Machowej razem z trenerem i połową drużyny. Nieco później kupiliśmy sprzęt od Maćka – mówi Grzegorz Barłog. Zabawa była przednia, panowie pojeździli sobie może ze dwie godziny. Wiadomo jednak było, że jak się tego raz spróbuje, to nie można na tym poprzestać. Dziś obaj panowie mają już za sobą po kilkanaście treningów.
„Dzwon” musi być
Każdy, kto zaczyna bawić się w sport żużlowy, na jednym z pierwszych treningów „zaliczy dzwon”, jak to mawiają żużlowcy. Nie inaczej było w przypadku naszych bohaterów. – Leżałem już na drugim treningu. Pojechałem na jednym kole i upadłem, w wyniku czego doznałem pęknięcia łopatki. Leczyłem to dwa tygodnie, ale szybko wróciłem do zdrowia i wznowiłem treningi – opowiada Grzegorz Barłog. Grzegorz Rejman miał więcej szczęścia. – Miałem pięć uślizgów, raz trochę porysowałem nogę, natomiast podczas jednego z październikowych treningów zwyczajnie wjechałem w bandę, co spowodowało kontuzję nogi. Żona się w domu śmieje, puka mi do głowy, ale to mnie nie zraża – mówi.
Złamać i przejechać
Jeden z młodych żużlowców powiedział mi kiedyś, że „złamać” motocykl jest bardzo łatwo, a trudniej już przejechać na nim wiraż. Jak się tego nauczyć? - Podstawą były treningi na sucho. Żużlowcy i trener pokazywali, jak ułożyć ciało, jak używać nóg, co robić z motocyklem. Później potrzebna była odwaga – pojechać na tyle szybko, aby motocykl wyłamać na łuku – mówi Grzegorz Barłog. – Trochę kładziemy motocykl, wysuwamy lewą nogę i podpieramy się nią. W dalszej części łuku cofamy ją do tyłu. Ale to tylko teoria, bo z praktyką jest już różnie – dodaje Grzegorz Rejman. Oczywiście w pewnym momencie nie obejdzie się bez dodania gazu. – Trzeba to zrobić przed wejściem w łuk. Natomiast w czasie jazdy na łuku nie wolno tego robić, bo motocykl ustawia się raz w jedną stronę, raz w drugą. Trzeba cały czas trzymać manetkę – uzupełnia Grzegorz Barłog. Jednocześnie obaj panowie dodają, że zgodnie z radami kolegów z rzeszowskiej drużyny wchodzą w wiraż szeroko, a wychodzą przy krawężniku. To tak, aby zachować odległość od bandy. Zgodnie jednak przyznają, że trzeba dopiero samodzielnie spróbować nauczyć się ślizgu, aby zrozumieć, na czym to polega.
Oprócz talentu trzeba sprzętu
Nie można uprawiać sportu żużlowego bez motocykla. Ale sam zakup maszyny nie wystarczy – trzeba również ją przygotować do jazdy. Po raz kolejny nieoceniona okazała się pomoc kolegów z Rzeszowa. – Sporo pomógł nam Maciej Pietraszek, który bardzo dobrze zna się na sprzęgłach. Sprzęt przygotowywał nam również klubowy mechanik – Ryszard Piela. Zawsze możemy liczyć na ich pomoc, zdajemy się na ich doświadczenie – mówią obaj panowie. Nawet do przeprowadzenia zwykłego treningu trzeba przygotować motocykl. – Aby nauczyć się dobrze jeździć, musi być bardzo dobry sprzęt, dlatego chcę kupić lepszy motocykl. Kiedyś jeździłem na ścigaczach – na jednym kole z prędkością 180 km/h , więc poznałem to na własnej skórze – mówi Grzegorz Barłog.
Kasa misiu, kasa
- Jestem pewien, że musieliście w to panowie zainwestować sporo pieniędzy – zgaduję, poruszając podstawowe zagadnienie, jakim są pieniądze. Wiadomo, że kto ich nie ma, praktycznie może zapomnieć o uprawianiu tego sportu. – To jest jeden z bardziej bolesnych tematów – śmieje się Grzegorz Barłog. – Pieniędzy trzeba sporo. Sam zakup motocykla to kilka tysięcy złotych. Trzeba też kupić kevlar, buty, rękawice, ochraniacze, gogle – cały żużlowy osprzęt. Tak więc nie jest łatwo zacząć choćby takie amatorskie ściganie. Obaj panowie przyznają, że odkładali pieniądze na ten cel, ale nie nadszarpnęli zbytnio swoich budżetów. – Na pewno nie będziemy kupować takich motocykli, jakie są na ekstraligę. To kosztuje znacznie więcej – dodaje Grzegorz Rejman.
Rolnicki pomaga
Kilkakrotnie w naszej rozmowie przewija się osoba Piotra Rolnickiego. Jest to właściciel toru w Machowej – niewielkiej wsi pod Tarnowem, który kiedyś przed laty miał tam nawet drużynę żużlową. W 1993 roku znikła ona jednak z żużlowej mapy i od tego czasu motocykle tam nie warczą. Nic dziwnego – aby trenować na tym króciutkim torze, trzeba mieć jego zgodę. – Chcielibyśmy podziękować panu Piotrowi Rolnickiemu za to, że udostępnia nam swój tor. Często robi to nieodpłatnie. Jesteśmy mu bardzo wdzięczni – mówią obaj panowie. Jednocześnie dodają, że wielokrotnie pytał się on o stan zdrowia Piotra Winiarza. Swojego toru użycza również żużlowcom Jasolu Rzeszów, którzy trenowali tam już wiele razy w tym sezonie.
Synowie też kochają żużel
Rozmowie przysłuchuje się także 7 – letni Kamil Rejman, który zawsze jest w Machowej. – Tata przewozi mnie czasem na motocyklu, ale jeszcze boję się bandy. Jeśli będę uprawiał żużel, to tylko amatorsko – tak jak tata – dodaje. Oczywiście obaj panowie dysponują przeróżnymi zdjęciami ze swoich treningów. Na jednym z nich Kamil i jego kolega – Krystian Barłog (syn Grzegorza) wiszą na bandzie, a obok niej są sczepione ich rowery. Wygląda to bardzo groźnie, ale to tylko z pozoru. Nie było bowiem żadnego wypadku. – Po prostu dla żartu tak to wszystko ustawiliśmy i zrobiliśmy sobie zdjęcie – mówi Rejman – junior.
Chętnie pomożemy
Rzeszowscy amatorzy mówią, że jeśli ktoś chciałby choć spróbować, jak to jest jeździć na żużlu, chętnie mu pomogą. – Jeżeli ktoś chciałby się przejechać kilka kółek na motocyklu, chętnie go użyczymy. Pomożemy również zdobyć sprzęt – mówi Grzegorz Rejman. – Jednym słowem – kompletujemy pakę – śmieje się Grzegorz Barłog. Zaznaczają jednak, że jeśli ktoś chciałby na poważniej się w to bawić, to w dalszej fazie będzie musiał jednak zaopatrzyć się we własny motocykl.
Na koniec obaj panowie chcieliby podziękować wszystkim, którzy udzielili im pomocy. – Przede wszystkim Grzegorzowi Kuźniarowi za wiele wskazówek, Maćkowi Pietraszkowi za pomoc przy sprzęcie, żużlowcom Stali i nie tylko. I oczywiście panu Piotrowi Rolnickiemu za umożliwienie nam startów w Machowej. No i naszym żonom za cierpliwość – mówią obaj panowie. – Chciałbym dodatkowo podziękować Przemkowi Oswaldowi, który reprezentuje firmę Tras – Okna za to, że bardzo często ratuje mnie swoim samochodem, którym możemy wozić motocykle na treningi – dodaje Grzegorz Rejman. – A ja dodatkowo chciałbym podziękować firmie Faraon – mówi Grzegorz Barłog.
Przybyłem, zobaczyłem, nie jeździłem
Za namową obu panów zdecydowałem się wraz z nimi pojechać na trening do Machowej. Ich umiejętności robią wrażenie. Nauczyli się nawet jazdy na jednym kole. Tor tego dnia nie był zbyt łatwy, a Grzegorz Rejman miał wyjątkowego pecha, bo prześladowały go problemy sprzętowe.
Żużlowcy (zwłaszcza Karol Baran i Maciej Pietraszek) usilnie namawiali mnie, abym spróbował się przejechać na motocyklu. Z propozycji nie skorzystałem – raz, że brak mi odwagi (do czego bez bicia się przyznaje) – dwa, że pewne niuanse zdrowotne nie bardzo mi na to pozwalają. „Na osłodę” udało im się namówić do jazdy trenera Kuźniara i ojca Marcina Lesia. Cały trening trwał około 4 godzin, zabawa była przednia, a ja miałem okazję zadebiutować, jako... kamerzysta, ponieważ pan Marek Kliś – ojciec Tomka – przywiózł ze sobą kamerę. No cóż... każdy czegoś się uczy podczas żużlowych treningów. Niekoniecznie jazdy na motocyklu.
Dominik Janusz
Pozdrawiam